Prośba do czytelników

Bardzo ważne są dla mnie komentarze. Zatem proszę o nie, by móc poprawić swoją powieść w takim stopniu, żeby było w niej jak najmniej błędów.
Ważne: należy czytać posty w kolejności od najstarszego do najświeższego. Posty mają tworzyć sensowną całość. Przecież jest to powieść.

piątek, 17 października 2014

***

Gareth był zszokowany rozwojem wypadków w tym boju. Miało być tak miło i przyjemnie, nawet rozrywkowo a tu, proszę, dosięgła jego chłopców niespodziewana śmierć. Nie przewidywał porażki w tak krótkim czasie. Jednak wystarczyło się rozejrzeć tutaj na polanie, by bez trudu dostrzec dwóch jego kompanów leżących w kałużach krwi. Nie mógł tego pojąć, jak to było możliwe. Nie zdążyli się nawet właściwie ustawić do ataku na tego diabła wcielonego, gdy niespodziewanie ich nieprzyjaciel nie wiadomo kiedy i jak ich napadł. Nie byli w stanie dostrzec jego skoordynowanych ruchów. Był tak niewiarygodnie szybki. Wiele przeżył w swoim życiu, ale czegoś takiego do dnia dzisiejszego nie widział. W umyśle Garetha błądziła tylko jedna myśl: w jaki sposób w oka mgnieniu zostali zarżnięci jego kumple. Nie znał logicznej odpowiedzi na to pytanie. Coraz bardziej miał nie odparte przeczucie, że tym razem nie wyjdą cało z tej kabały. Pomimo całej mizerii jaką dotychczas zaprezentowali w czasie tej walki, pragnął zginąć, ale tak, jak na wojownika przystało w twardej i zażartej potyczce a nie tak, żeby zostać zarżniętym, jak bezbronne ciele w marnej jatce.
Przez myśl hersztowi bandy, w trakcie szukania, jak najlepszej pozycji do obrony, przemknęło to natarczywe w kółko powtarzane pytanie – „Jak to możliwe?”
Przecież byli najemnikami bez sumienia. Walczyli w wielu wojnach na tym świecie a w zabijaniu byli, można by rzec z wielką satysfakcją, profesjonalistami. Zatem co mogło ich spotkać złego? A teraz, no cóż, trafiła kosa na kamień. Gdy porównywał wyszkolenie napastnika i swoje, targały nim coraz większe wątpliwości o sens dalszej walki z tym kimś. Pewny był jednego, że w konfrontacji ze  swoim przeciwnikiem są zatrważająco wolni a umiejętności w fechtunku mają marne.
A przecież ci których wyłuskał na swoich kompanów,  jak mu się do tej pory wydawało, pośród największych szumowin z pogranicznego Nadal, nie mieli sobie równych. Jakością wyszkolenia, bitnością, zadziornością i odpowiedzialnością za siebie nawzajem wytypował wręcz, nie bał się użyć tego słowa, doskonałą czołówkę, która spełniła wszelkie jego wygórowane oczekiwania pośród tamtejszych zbirów. A w tym nadgranicznym grodzie, jak może zapewnić każdego pytającego lub nie zorientowanego w tej materii laika, przebywa niedościgły kwiat łotrów oraz zawadiaków z tej części świata. Mógł zatem przebierać pośród chętnych, jak chciał i do dziś wydawało mu się, że wybrał najlepszych z pośród najlepszych do swojej bandy. Życie jednak zweryfikowało jego pewność siebie. Trafili na lepszego od siebie. A przecież w opinii wielu z tych, którzy mieli o tym wszystkim pojęcie miał dobre oko i talent, znane w całej  Wschodniej Klimazonii.
Seth, który wśród nich był najwyższy, próbował w tym czasie zaatakować od tyłu tę nieosiągalną dla nich istotę, a może tego ducha… Któż z całą pewnością mógł to wiedzieć. Natarcie, jakie wykonał spełzło na niczym. Nawet Gareth, obserwując przez ułamek sekundy szarżę swojego druha pomyślał przez chwilę, że oto miecz sprawiedliwości w końcu zatryumfuje nad tym czymś i pomści śmierć ich dwóch towarzyszy broni. Wręcz przysiągłby, że już widział ostrze rozpłatujące ich przeciwnika na pół, ale… Nic się takiego nie wydarzyło. Miecz przeciął tylko powietrze. Nim herszt bandy się zorientował został zaatakowany przez tę zjawę. Nieznajomy wykonał natarcie, kontrolując całkowicie swój środek ciężkości. Ale Gareth to wychwycił kątem oka, mimo olbrzymiej szybkości z jaką atak został przeprowadzony, wykonał zasłonę i przeszedł do odpowiedzi licząc, że trafi go pchnięciem. Lecz nic z tego nie wyszło z tej prostej przyczyny, że jego przeciwnika tam już nie było. Wojownik,  zanim Gareth wykonał jakiekolwiek dźgnięcie, usunął się z jego drogi ataku. Przywódca zbirów przez to spartaczone uderzenie stracił równowagę a to go w ostatecznym rozrachunku zgubiło. Nim się zorientował otrzymał cięcie szablą przez plecy. Oto poległ już trzeci bandyta.
Seth miał już dość. Zdał sobie w końcu sprawę z tego, że jego czas nadszedł i nic nie jest w stanie na to poradzić. Wiedział też jedno, że w dotychczasowym życiu wielu innych, słabszych od siebie, wielokrotnie, z premedytacją uśmiercił, bo był od nich po prostu lepszy i silniejszy. Więc nie mógł oczekiwać, że zawsze będzie zwyciężać. Musiał nadejść ten czas porażki. Wyznawał filozofię podobnych mu awanturników: każdy z nich w końcu osiąga kres swej drogi, ponieważ trafia na znakomitszego oraz mocniejszego od siebie. Najwidoczniej w jego przypadku nadeszła już ta chwila. Więc nie pozostaje mu nic innego, jak  pogodzić się z tym. Przecież jego los wypełnił się. Nic przecież na to nie poradzi. Po prostu tak musi być.
Klęknął. Oparł się dłońmi o swój miecz. Pochylił głowę i wzrok wbił w ziemię. Nieznajomy stanął nad nim, kończąc swój taniec śmierci.
– Daj mi honorową śmierć, śmierć żołnierza. Przynajmniej tyle możesz dla mnie uczynić. Kiedyś służyłem w wojskach gildii. – wycedził przez zęby Seth, jakby miał ochotę szybko się wytłumaczyć ze swojej, nietypowej prośby. Denerwował się. – Czy po śmierci jest druga szansa, wiecznego życia? – pomyślał nieśmiało.
Nieznajomy schował swoją szablę do pochwy. Wyciągnął za pasa sztylet o prostym i długim ostrzu. Nazywano tę broń sztyletem miłosierdzia. Służył bowiem do zadawania szybkiej agonii rannym na polu bitwy, by oszczędzić im cierpień.
– Kim ty jesteś, duchem? – zapytał Seth nieznajomego wojownika.
– Nie, takim samym człowiekiem, jak ty. A teraz jestem twoim przeznaczeniem, na które czekałeś całe swoje marne życie. – wyszeptał zbrojny.
– Honor – krzyknął Seth, oczekując na cios łaski, kończący jego awanturnicze życie.
I to było ostatnie słowo wypowiedziane przez bandytę. Orężny chwycił mocno za rękojeść sztylet o szerokim ostrzu i wbił z olbrzymią siłą w kark Setha. Zwyczajowo tak zadawano ostatnie pchnięcie dla godnego tej śmierci wojownika. Darkar uznał, że ten, którego zgładził zasłużył sobie na to, by w ten sposób odejść z tego świata. Był  przecież litościwy.
I to był koniec bandy Garetha.

Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/10/rozejrza-sie-po-pobojowisku.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz