***
W oddali, na tle nieba, tam gdzie horyzont spotyka się z
pustynią, pojawił się z początku maleńki punkt. Żwawość z jaką się poruszał,
powodowała, że zbliżał się on do pobliskiej gospody, stojącej tuż przy trakcie
prowadzącym do stolicy Marchii – Cytadeli, w tempie nad wyraz błyskawicznym. Jeździec
ani trochę nie baczył na to, czy tą szaleńczą jazdą przypadkiem nie zajeździ na
śmierć swojego wierzchowca.
Karczma ta została umiejscowiona na peryferiach pustyni, na
terenie już ostatniej oazy. Można było w niej odpocząć i posilić się przed
dalszą drogą przez góry. Miejsce to było oddalone o siedem dni drogi konno od Cytadeli.
Dalej na wschód od tej oazy, tuż za górami, leżały obszary gęsto zaludnione, jak się wydawało
władcy tego państwa, szczęśliwym ludem Imperium. Mieszkali oni na terenach
uroczych, pełnych bujnej roślinności oraz nieograniczonego dostępu do świeżej
wody. Pomimo bogactwa urodzajnej ziemi i zwierzyny ludność tego państwa była nad
wyraz zabiedzona oraz przerażona tym, co się wokół niej dzieje. Terror, jaki
stosowali urzędnicy Imperatora był widoczny wszędzie. Pobocza traktów oraz dróg
były przyozdobione martwymi ofiarami tych wszystkich, którzy w rzeczywistości
sprzeciwili się Czarnemu Panu albo tymi, którzy byli podejrzani o to, że
kwestionują prawa i religię Marchii. Przemierzając
tę krainę w którąkolwiek ze stron, można było dostrzec, dosłownie na każdym
kroku, dowody na rządy twardej oraz bezwzględnej ręki Czarnego Pana.
Aby dostać się do żyznych
nizin należało przebyć ostatni odcinek, który zaczynał się na wysokości gospody
oraz powoli wznosił się ku górze, by zamienić się w wysokie i niedostępne Góry
Graniczne przez które wiódł.
Jeździec na spienionym wierzchowcu w końcu dotarł do bram gospody ”Przy
Granicznych Górach”. Nie wiadomo skąd na widok nadjeżdżającego wędrowca wyskoczył
młody krasnolud. Pochwycił umiejętnie, wyuczonym ruchem, uprząż. Pomógł zsiąść
zdrożonemu oraz zakurzonemu jeźdźcowi.
Ten zsiadłszy, pośpiesznie skierował swoje kroki do wrót. Otworzył je z
rozmachem na oścież, na moment przytrzymał drzwi swoim zakurzonym do granic
możliwości butem, by wpuścić do środka trochę więcej światła. Chciał się
rozejrzeć we wnętrzu oberży, by upewnić się w tym, czy ten, którego spodziewał
się tutaj zastać, już na niego czeka. Wraz z przybyszem do izby wpadło upalne,
rozżarzone pustynnym słońcem powietrze a wraz z nim ogromne ilości wirującego
piachu, porywanego pojedynczymi podmuchami porywistego oraz gwałtownego wiatru.
Zbierało się na burzę.
Na chwilę gwar rozmów w karczmie zamilkł. Oczy wszystkich gości
zwróciły się ku wędrowcowi. Był ubrany, jak większość tu zgromadzonych. Na
głowie miał turban, który kończył się szerokim pasem materiału zasłaniającym
twarz przed wszędobylskim, pustynnym piaskiem oraz długą lnianą tunikę kończącą
się tuż na biodrach. Nosił spodnie o szerokich nogawkach i skórzane buty z
cholewami do kolan. W stanie był przewiązany szerokim skórzanym pasem, zza
którego wystawała pięknie zdobiona drogimi kamieniami i złotem rękojeść
sztyletu. Gatunek materiałów, które zostały użyte do uszycia ubioru przyjezdnego
wskazywał jednoznacznie, że świeżo przybyły należy do wysokiej kasty społecznej
Marchii.
Gwar rozmów na nowo począł rozbrzmiewać w gospodzie, nim wędrowiec
zdążył w izbie przejść kilka kroków. Świadczyło to o tym, że zgromadzeni w
zajeździe potrzebowali tylko krótką chwilę na to, by każdy z klientów tego
wyszynku znów zajął się swoimi sprawami. Nikt już nie zwracał najmniejszej
uwagi na przybyłego.
Podróżnik przystanął na chwilę. Jego oczy dość szybko przyzwyczaiły się
do półmroku panującego wewnątrz gospody. Bez trudu dostrzegł szczegóły oraz
umeblowanie sali konsumpcji. Nie było w urządzeniu tej karczmy nic
szczególnego, co by ją odróżniało od innych tego typu przybytków w Marchii.
Bacznie rozejrzał się po izbie. Zlustrował
dokładnie wnętrze oberży. Wreszcie po chwili dostrzegł tego, którego spodziewał
się odnaleźć w środku. Oczekiwana przez przyjezdnego istota siedziała nieruchomo w rogu sali. Bez
żadnej bojaźni ciekawskimi oczami wpatrywała się, a wręcz można by rzec,
że bezczelnie gapiła się, w stronę możnowładcy.
Zachowanie obydwu gości karczmy, które miało wyglądać na przypadkowe spotkanie
nieznajomych wobec siebie istot, nie mogło, w żadnym przypadku, zmylić uważnego
obserwatora. Gdyby przypatrzeć się ich postępowaniu można było zauważyć, że obydwaj
dawali sobie dyskretnie znaki. Świadczyło to tylko o tym, iż nie są to obce
istoty wobec siebie a dobrzy znajomi.
Raptem przed możnowładcą wyrósł, jak spod ziemi karczmarz.
– Panie, zapraszam w moje niskie progi – jowialnie wysapał
oberżysta. – Panie, dawno nie mieliśmy tak szlachetnie urodzonej istoty w
naszym skromnym przybytku – próbował pokłonić się stary i strasznie otyły
krasnolud. Wyglądało to pokracznie oraz wzbudziło w oczach wędrowca politowanie.
– Odejdźcie mości panie i nakażcie służbie podać jadła oraz
napitku. Stajennemu przykażcie, żeby wyczyścił
i doprowadził do porządku mego konia.
– Gdzie wam podać?
– Tam w róg. – wskazał ruchem głowy szlachcic.
– Jak sobie życzycie panie.
Podróżnik skierował swoje kroki we wskazanym kierunku.
– Witaj szefie – niespodziewanie zagaił rozmowę nieznajomy
ku któremu podążał nowo przybyły.
– Witaj – odpowiedział krótko dopiero, co przybyły
wędrowiec.
– Panie wykonałem wszystko, tak jak poleciłeś. – zaczął
powoli wpatrując się uważnie w oczy przełożonego.
– Maktarze, mam nie skrywaną nadzieję, że masz dla mnie tylko
i wyłącznie dobre wieści. Wiele od nich zależy a zwłaszcza nasze życie! Bo
widzisz jestem po dalece nieprzyjemnej wizycie w Cytadeli. Dlatego wierzę, że nie
będę musiał wysłuchać więcej złych wieści. Nie byłbym w stanie ich znieść!
Pamiętaj o tym… – nie dokończył wychodząc z założenia, że nie ma sensu
dopowiadać oczywistości na ten temat. – Tak więc opowiadaj. – Wreszcie usadowił
się wygodnie. – Czekam z niecierpliwością!
– Panie znam już o
wiele więcej szczegółów o tym, co jest dla ciebie dotychczas zagadką a olbrzymim
utrapieniem dla Imperatora. – uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony ze swoich
dokonań w zleconym zadaniu przez możnowładcę.
– A cóż wiesz? – Rodgar zainteresował się ustaleniami. – Ale
zanim zaczniesz mi składać relację napijmy się tutejszej wódki. Podobno pędzą
tutaj najprzedniejszy bimber w całej Marchii z okolicznych kaktusów. Nieziemski
przysmak. – Odwrócił swoją głowę w stronę szynkwasu i krzyknął głosem
nieznoszącym sprzeciwu. – Karczmarzu podajcie, no waszego, specjału
wysokoprocentowego. I to rychło !
– Już biegnę panie. – odpowiedział z zadowoleniem karczmarz
dostojnikowi.
Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/10/ervithar-z-uwaga-rozglada-sie-po.html
Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/10/ervithar-z-uwaga-rozglada-sie-po.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz