Prośba do czytelników

Bardzo ważne są dla mnie komentarze. Zatem proszę o nie, by móc poprawić swoją powieść w takim stopniu, żeby było w niej jak najmniej błędów.
Ważne: należy czytać posty w kolejności od najstarszego do najświeższego. Posty mają tworzyć sensowną całość. Przecież jest to powieść.

niedziela, 26 października 2014

***

W oddali, na tle nieba, tam gdzie horyzont spotyka się z pustynią, pojawił się z początku maleńki punkt. Żwawość z jaką się poruszał, powodowała, że zbliżał się on do pobliskiej gospody, stojącej tuż przy trakcie prowadzącym do stolicy Marchii – Cytadeli, w tempie nad wyraz błyskawicznym. Jeździec ani trochę nie baczył na to, czy tą szaleńczą jazdą przypadkiem nie zajeździ na śmierć swojego wierzchowca.
Karczma ta została umiejscowiona na peryferiach pustyni, na terenie już ostatniej oazy. Można było w niej odpocząć i posilić się przed dalszą drogą przez góry. Miejsce to było oddalone o siedem dni drogi konno od Cytadeli. Dalej na wschód od tej oazy, tuż za górami, leżały  obszary gęsto zaludnione, jak się wydawało władcy tego państwa, szczęśliwym ludem Imperium. Mieszkali oni na terenach uroczych, pełnych bujnej roślinności oraz nieograniczonego dostępu do świeżej wody. Pomimo bogactwa urodzajnej ziemi i zwierzyny ludność tego państwa była nad wyraz zabiedzona oraz przerażona tym, co się wokół niej dzieje. Terror, jaki stosowali urzędnicy Imperatora był widoczny wszędzie. Pobocza traktów oraz dróg były przyozdobione martwymi ofiarami tych wszystkich, którzy w rzeczywistości sprzeciwili się Czarnemu Panu albo tymi, którzy byli podejrzani o to, że kwestionują prawa i religię Marchii.  Przemierzając tę krainę w którąkolwiek ze stron, można było dostrzec, dosłownie na każdym kroku, dowody na rządy twardej oraz bezwzględnej ręki Czarnego Pana.
Aby dostać się do  żyznych nizin należało przebyć ostatni odcinek, który zaczynał się na wysokości gospody oraz powoli wznosił się ku górze, by zamienić się w wysokie i niedostępne Góry Graniczne przez które wiódł.
Jeździec na spienionym wierzchowcu w końcu dotarł do bram gospody ”Przy Granicznych Górach”. Nie wiadomo skąd na widok nadjeżdżającego wędrowca wyskoczył młody krasnolud. Pochwycił umiejętnie, wyuczonym ruchem, uprząż. Pomógł zsiąść zdrożonemu oraz zakurzonemu jeźdźcowi.
Ten zsiadłszy, pośpiesznie skierował swoje kroki do wrót. Otworzył je z rozmachem na oścież, na moment przytrzymał drzwi swoim zakurzonym do granic możliwości butem, by wpuścić do środka trochę więcej światła. Chciał się rozejrzeć we wnętrzu oberży, by upewnić się w tym, czy ten, którego spodziewał się tutaj zastać, już na niego czeka. Wraz z przybyszem do izby wpadło upalne, rozżarzone pustynnym słońcem powietrze a wraz z nim ogromne ilości wirującego piachu, porywanego pojedynczymi podmuchami porywistego oraz gwałtownego wiatru. Zbierało się na burzę.
Na chwilę gwar rozmów w karczmie zamilkł. Oczy wszystkich gości zwróciły się ku wędrowcowi. Był ubrany, jak większość tu zgromadzonych. Na głowie miał turban, który kończył się szerokim pasem materiału zasłaniającym twarz przed wszędobylskim, pustynnym piaskiem oraz długą lnianą tunikę kończącą się tuż na biodrach. Nosił spodnie o szerokich nogawkach i skórzane buty z cholewami do kolan. W stanie był przewiązany szerokim skórzanym pasem, zza którego wystawała pięknie zdobiona drogimi kamieniami i złotem rękojeść sztyletu. Gatunek materiałów, które zostały użyte do uszycia ubioru przyjezdnego wskazywał jednoznacznie, że świeżo przybyły należy do wysokiej kasty społecznej Marchii.
Gwar rozmów na nowo począł rozbrzmiewać w gospodzie, nim wędrowiec zdążył w izbie przejść kilka kroków. Świadczyło to o tym, że zgromadzeni w zajeździe potrzebowali tylko krótką chwilę na to, by każdy z klientów tego wyszynku znów zajął się swoimi sprawami. Nikt już nie zwracał najmniejszej uwagi na przybyłego.
Podróżnik przystanął na chwilę. Jego oczy dość szybko przyzwyczaiły się do półmroku panującego wewnątrz gospody. Bez trudu dostrzegł szczegóły oraz umeblowanie sali konsumpcji. Nie było w urządzeniu tej karczmy nic szczególnego, co by ją odróżniało od innych tego typu przybytków w Marchii.
  Bacznie rozejrzał się po izbie. Zlustrował dokładnie wnętrze oberży. Wreszcie po chwili dostrzegł tego, którego spodziewał się odnaleźć w środku. Oczekiwana przez przyjezdnego  istota siedziała nieruchomo w rogu sali. Bez żadnej bojaźni ciekawskimi oczami wpatrywała się, a wręcz można by rzec, że  bezczelnie gapiła się, w stronę możnowładcy. Zachowanie obydwu gości karczmy, które miało wyglądać na przypadkowe spotkanie nieznajomych wobec siebie istot, nie mogło, w żadnym przypadku, zmylić uważnego obserwatora. Gdyby przypatrzeć się ich postępowaniu można było zauważyć, że obydwaj dawali sobie dyskretnie znaki. Świadczyło to tylko o tym, iż nie są to obce istoty wobec siebie a dobrzy znajomi.
Raptem przed możnowładcą wyrósł, jak spod ziemi karczmarz.
– Panie, zapraszam w moje niskie progi – jowialnie wysapał oberżysta. – Panie, dawno nie mieliśmy tak szlachetnie urodzonej istoty w naszym skromnym przybytku – próbował pokłonić się stary i strasznie otyły krasnolud. Wyglądało to pokracznie oraz wzbudziło w oczach wędrowca politowanie.
– Odejdźcie mości panie i nakażcie służbie podać jadła oraz napitku. Stajennemu przykażcie, żeby wyczyścił  i doprowadził do porządku mego konia.
– Gdzie wam podać?
– Tam w róg. – wskazał ruchem głowy szlachcic.
– Jak sobie życzycie panie.
Podróżnik skierował swoje kroki we wskazanym kierunku.
– Witaj szefie – niespodziewanie zagaił rozmowę nieznajomy ku któremu podążał nowo przybyły.
– Witaj – odpowiedział krótko dopiero, co przybyły wędrowiec.
– Panie wykonałem wszystko, tak jak poleciłeś. – zaczął powoli wpatrując się uważnie w oczy przełożonego.
– Maktarze, mam nie skrywaną nadzieję, że masz dla mnie tylko i wyłącznie dobre wieści. Wiele od nich zależy a zwłaszcza nasze życie! Bo widzisz jestem po dalece nieprzyjemnej wizycie w Cytadeli. Dlatego wierzę, że nie będę musiał wysłuchać więcej złych wieści. Nie byłbym w stanie ich znieść! Pamiętaj o tym… – nie dokończył wychodząc z założenia, że nie ma sensu dopowiadać oczywistości na ten temat. – Tak więc opowiadaj. – Wreszcie usadowił się wygodnie. – Czekam z niecierpliwością!
– Panie znam  już o wiele więcej szczegółów o tym, co jest dla ciebie dotychczas zagadką a olbrzymim utrapieniem dla Imperatora. – uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony ze swoich dokonań w zleconym zadaniu przez możnowładcę.
– A cóż wiesz? – Rodgar zainteresował się ustaleniami. – Ale zanim zaczniesz mi składać relację napijmy się tutejszej wódki. Podobno pędzą tutaj najprzedniejszy bimber w całej Marchii z okolicznych kaktusów. Nieziemski przysmak. – Odwrócił swoją głowę w stronę szynkwasu i krzyknął głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Karczmarzu podajcie, no waszego, specjału wysokoprocentowego. I to rychło !
– Już biegnę panie. – odpowiedział z zadowoleniem karczmarz dostojnikowi.

Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/10/ervithar-z-uwaga-rozglada-sie-po.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz