Prośba do czytelników

Bardzo ważne są dla mnie komentarze. Zatem proszę o nie, by móc poprawić swoją powieść w takim stopniu, żeby było w niej jak najmniej błędów.
Ważne: należy czytać posty w kolejności od najstarszego do najświeższego. Posty mają tworzyć sensowną całość. Przecież jest to powieść.

piątek, 31 października 2014

***

Murgr stał pośrodku celi.  Wokół niego były poustawiane przemyślne narzędzia tortur. Atmosfera miejsca kaźni miała za zadanie zmusić do wyznań skazańca, którego przyjechał przesłuchać. Przynajmniej na to liczył przybysz. W swojej karierze już wielokrotnie wykorzystywał dla złamania aresztanta tego typu strategię. Nie ukrywał, że zazwyczaj metoda skutkowała. Z zamyślenia wyrwał go odgłos otwieranych drzwi. Do celi wpadł zdyszany strażnik.
– Przyprowadzić więźnia – Maktar nawet nie poczekał aż klawisz z obozu resocjalizacyjnego odezwie się do niego, tylko w jego stronę rzucił rozkaz tonem nie znoszącym sprzeciwu. Zaplanował sobie, tutaj, przepytać interesujący go „przypadek” na okoliczność przepowiadanego upadku Czarnego Pana. Teorie tej istoty były nad wyraz intrygujące zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę misję, jaką miał do wykonania dla Rodgara de Zuuw i Marchii.
Ork bez szemrania a zarazem najmniejszego sprzeciwu ruszył wykonać komendę przełożonego. Brak jakiegokolwiek buntu nie był normalny dla tych istot. One nie znały czegoś takiego, jak pełne podporządkowanie regułom i zasadom obowiązującym każdego w społeczeństwie. Z samego założenia były anarchistyczne. Strażnik pozwolił sobie tylko na  ciche mamrotanie pod nosem, by nikt tego nie usłyszał a zwłaszcza murgr, jakichś złorzeczeń na temat swojego marnego losu. Maktar, co prawda usłyszał skargi, jednak ostentacyjnie zlekceważył to naganne zachowanie podwładnego. W ten sposób pokazał ostentacyjnie orkowi, która z ich ras jest nacją panów.
Istotnym w zrozumieniu zachowania strażnika obozu  było to, że Maktar był murgrem.  Orkowie panicznie bali się ich. Murgrowie, jak i zresztą uczyniły znacznie wcześniej elfy, jeszcze w zamierzchłych czasach, pobili orki w wielkiej wojnie. Dlatego rasa, z której wywodził się wysłannik Rodgara de Zuuw, nie czuła ani obaw, ani respektu przed prymitywnymi istotami za jakie uważali orki. Wręcz pogardzali nimi z całego serca. Po porażce z murgrami w toczonym wieki temu konflikcie orkowie zostali zniewoleni przez swoich pogromców. W ich plemiennej pamięci, przez wiele pokoleń, utrwaliły się czasy niedoli, o których opowiadano mrożące krew w żyłach opowieści.
Ponadto murgrowie byli potężniej zbudowani i znaczniej silniejsi niż orki. W wyniku wielowiekowego doświadczenia, w końcu panowali nad nimi setki lat, nauczyli się jednego, że do ograniczonej inteligencji orka wyłącznie przemawiał argument brutalnej, prostej siły. Tylko paniczny strach był w stanie je zmusić do bezwzględnego posłuszeństwa.
Ze względu na ograniczoną umysłowość, orki nadawały się znakomicie do roli prostego, nieskomplikowanego żołnierza stworzonego do dwóch celów: po pierwsze zabijania wrogów; a po drugie, by ginąć w obronie interesów geopolitycznych swojego władcy, gdyż nie zadawali niezręcznych pytań o sens walki. Robili, co im kazano. Równie znakomicie sprawdzali się w roli strażnika więziennego. Do tej funkcji predysponowała je ważna cecha – nie mieli żadnych uczuć wyższego rzędu. Zabijanie i torturowanie sprawiało im olbrzymią radość, czym sobie wynagradzali niedogodności swojego parszywego życia.
– Panie oto więzień, którego chciałeś wziąć na spytki. – wyrzęził jeden ze strażników. W dłoni trzymał sznur, który krępował ręce oraz pętał nogi skazanego, by ten nie próbował zbiec lub zaatakować klawisza.
 „Jakże taką wymowę można nazwać inaczej niż charchot?” – pomyślał murgr z dezaprobatą.
–  Przywiązać go do ściany. – nakazał przybysz.
Wartownicy wykonali polecenie bez szemrania. Nawet, co było niespotykane, pod nosem nic nie próbowali mamrotać. Taką postawę orków przyjął z nieukrywaną satysfakcją.
Miał okazję przyjrzeć się z bliska skrępowanemu wieszczowi. Był to wysoki elf w roboczych, prawdopodobnie obozowych, łachmanach. Mimo widocznego zmęczenia, zapewne, spowodowanego trudami życia w obozie resocjalizacyjnym, z oczu, zresztą przepięknych, wyzierała wielka duma oraz buta. Za te właśnie cechy charakteru Maktar uwielbiał te dostojne w sposobie bycia a zarazem najpiękniejsze ze stworzeń rozumnych – elfy. Przepadał za ich szaleńczą odwagą oraz za ich niezłomnością charakteru. Wielokrotnie próbował najbardziej wymyślnymi torturami zmusić elfy do zeznań, ale nigdy nie przynosiło to wymiernych efektów. Były nawet w stanie przetrwać torturę krwawego orła ( płuca z otwartej klatki piersiowej skazańca wyciągał na jego plecy) i przy tym nie pisnąć ani słowa. Dlatego, gdy miał pewność, że nic nie wyciśnie z gagatka, najczęściej ze znużenia, a po części z miłosierdzia, kończył niedolę istoty światła  jej błyskawiczną śmiercią.
Wieszcz był cały posiniaczony. Miał bladą cerę, co zapewne znaczyło, a wiedział to ze swojego doświadczenia, że jest dość długo „resocjalizowany”. Jednak najsmutniejsze dla więźnia było to, iż dopełni, raczej prędzej niż później, swojego marnego żywota w tym paskudnym miejscu. Uwięziony przedstawiciel najstarszej rasy pośród istot światła zdawał sobie sprawę, że już nigdy nie zobaczy ukochanej, otwartej przestrzeni ani nie poczuje zapachu oraz powiewu świeżego powietrza na swojej twarzy. I to właśnie była dla nacji elfów najgorsza z możliwych tortur a zarazem kar – brak wolności a wraz z nią wiatru we włosach. Po cichu, przed samym sobą, przyznawał się do tego, iż było mu go zwyczajnie żal. Naprawdę tak myślał. Mimo empatii, jaką czuł do elfów wszyscy wokół wraz z De Zuuw byli święcie przekonani o braku jakichkolwiek ludzkich uczuć murgra do nich. Tak znakomicie maskował swoje prawdziwe odczucia.
Wreszcie strażnicy przywiązali skazańca do wystających ze ściany stalowych haków. Elf stał dokładnie na przeciwko murgra.
– Czy wiesz, po co tutaj cię przyprowadzono, elfie ? – zapytał się więźnia Maktar.
– Nie wiem. A skąd miałbym mianowicie to wiedzieć? – odpowiedział zmęczonym głosem skazaniec.
– Bo widzisz, interesują mnie twoje proroctwa. Są one na tyle interesujące, że zechciałem się specjalnie dla nich na to zadupie pofatygować. Czy moglibyśmy szczerze o tym porozmawiać ? – poprosił przesłuchujący więźnia z wyczuwalną nutą fałszu w swoim głosie.
– No proszę, jaki mnie spotkał dzisiaj zaszczyt?! Jestem pod wrażeniem twoich szczerych wyznań! Od kiedy, bowiem tak mało znaczące rzeczy zaczęły interesować nieczułego na cokolwiek murgra?! – szydził z prześladowcy elf, który bacznie się przyglądał Maktarowi, próbując odczytać intencje z jego twarzy.
– A czemu nie miałyby mnie interesować? Zwłaszcza, że nadchodzą dziwne oraz trudne czasy. Coraz więcej wszyscy wokół prawią o zbliżających się wielkimi krokami zmianach pośród władców tego świata. Szczególnie dużo proroctw, w tym twoje, dotyczy upadku Imperatora. A te przepowiednie przekazywane z ust do ust zwłaszcza pośród ludu Marchii są dla mnie bardzo intrygujące, co jest z natury rzeczy zrozumiałe. Chciałbym zrozumieć, jakie są ku temu podstawy, z czego to wynika ? – spojrzał uważnie na skazańca mierząc go przenikliwie swoim wzrokiem. W końcu nie doczekawszy się odpowiedzi na zadane pytania nabrał powietrza w płuca i wyrzucił z siebie oskarżenia. – Czy to nie ty przypadkiem elfie głosiłeś tę dobrą nowinę o zagładzie Czarnego Pana pośród uciśnionego ludu imperium? Oczywiście, że tak! – natychmiast odpowiedział sobie na pytanie. – Więc ciekaw jestem czemu rozpowiadałeś te z gruntu fałszywe wieści? Tym bardziej, że mogłeś się spodziewać tego, jak to się może dla ciebie skończyć. Ten jeden fakt mnie mocno zastanowił czemu to jest dla ciebie aż tyle warte, by bez mrugnięcia okiem poświęcić na ołtarzu przekonań swoją ukochaną wolność. Więc pytam jeszcze raz: czemu to jest dla ciebie aż tyle warte?
– Ty i tobie podobni mielibyście zrozumieć nas, istoty światła? Jesteście przecież tak gruboskórni, tak obrzydliwie … – prorok szukał rozpaczliwie słów na właściwe określenie istot ciemności i chaosu. – … pozbawione uczuć! O litości! Wy przecież nie jesteście w stanie tego zrozumieć! Nawet wy pośród najwyższej kasty tego królestwa jesteście niewiele lepsi od tych tu prymitywnych orków. – więzień wymownie spojrzał w kierunku dwóch strażników, którzy znudzeni przysypiali w lochu. –  Ale już, na całe szczęście, czas waszego upadku nadchodzi. Już niedługo!
–  Elfie czemu zaczynasz tak agresywnie swą opowieść? –  zadrwił przesłuchujący z więźnia. –  Czyżby to był wyraz wszechobecnej miłości wobec bliźniego?! Ciekawe jest to, co mówisz, bo kłóci się z głoszonymi przez ciebie prawdami. Ale przejdźmy do sedna naszej pogawędki, któż miałby nas pokonać? Te skłócone z sobą królestwa lub księstwa ludzi, elfów i krasnoludów? –  złośliwie się uśmiechnął i zaraz elfowi odpowiedział na wypowiedzianą przed momentem swoją wątpliwość. –   Przecież to wy sami siebie nawzajem wyrzynacie. Wtedy niczym nie różnicie się od podłych orków czy nas murgrów. Wielokrotnie widziałem, jak prowadzicie w sposób „cywilizowany” wojny. Choćby wasze oddziały elfie, które nie patrzyły na nic tylko pacyfikowały podbite, bezbronne osady ludzkie. Tam wojska nie było. Dla was nie miało to większego znaczenia. Gdy ich mordowaliście na wszelakie sposoby dziecko czy samica nie robiła wam żadnej różnicy. Nie wspomnę nawet o waszym zakłamaniu politycznym. Pamiętasz te czasy, kiedy wasz władca zawarł przymierze z Imperatorem po to tylko, by pomóc wam w obronie waszych ziem i osad przed znienawidzonymi ludźmi. Wtedy to elfie wojska ramię w ramię maszerowały z naszymi oddziałami, co ciekawe, wtedy nikomu z was to wcale nie przeszkadzało. Po okrutnych, wojennych doświadczeniach nasz władca zrozumiał to, czego choćby ty nie potrafisz pojąć i tobie podobni, jaki jest nasz cel. Otóż naszym celem jest, oczywiście, panowanie nad światem, ale tylko po to, by wreszcie zaprowadzić pośród śmiertelnie skłóconych istot światła upragniony przez wszystkich pokój. Nasz pan, w odróżnieniu od was, miłuje harmonię i spokój. Dlatego powiedział: „dość”, bo nie może już patrzeć, jak się ciągle mordujecie. My wyłącznie chcemy wam pomóc. Jak to możliwe, że tego nie możesz dostrzec? Pragniemy dobrowolnie dać zwaśnionym stronom naszą rozwiniętą cywilizację a co za tym idzie, podarować wszystkim zainteresowanym, czy tego chcą czy też nie, naszą pokojową religię. Nie chcemy, w żadnym wypadku, narzucać wam niczego siłą. Czy dla wspólnego dobra nie warto uznać naszego jedynego boga a wraz z nim władzę Imperatora. Niewiele więc żądamy w zamian za to, by ta wojenna zawierucha między skłóconymi nacjami mogła odejść w zapomnienie, czyż nie? Spójrz na nasz lud. Jest przecież tak szczęśliwy a żyje mu się dostatnio. Więc, pytam się ponownie, czemu wieszczysz w swojej prawdzie objawionej nasz upadek ? Czyżbyś nie zdawał sobie sprawy z tego, że koniec naszego władcy, który jest gwarantem dostatniego życia i pokoju to zarazem wasz schyłek ? – Maktar z wyczuciem przerwał swoją tyradę słowną. Chciał podkreślić mielizny myślowe proroctwa elfa. Gdy już był gotów kontynuować dalej swoją wypowiedź, uniósł głowę do góry, spojrzał prosto w oczy więźnia i wręcz zasyczał świdrującym głosem. – Widzę jednak jeden szkopuł w twoim rozumowaniu. Bo widzisz, dziwnie tak się składa, iż siedzisz tutaj, w tym okropnym miejscu od kilku dobrych lat a twoja przepowiednia, którą głosiłeś, jakoś, i wcześniej, i teraz, nie spełniła się w najmniejszym stopniu. Co ciekawe nasze imperium pokoju ma się nad wyraz dobrze. Czarnemu Panu nic nie zagraża i żyje. Więc zadaj sobie czasami jedno pytanie: Czy warto było za ułudę, którą głosisz i głosiłeś wszem i wobec oddać waszą, ukochaną wolność?
– Ty nadal nic nie rozumiesz prosta, grubiańska istoto. – wykrzyczał więzień do murgra. – W twoje kłamstwa o umiłowaniu pokoju nie wierzę i zapewne żadna z istot światła nie jest w stanie  tym słowom zaufać.  Waszym celem, na pewno, nie jest żadna pomoc, lecz całkowity podbój wszystkich krain otaczającego nas świata. Dążycie, lecz do zagarnięcie rzędu dusz a wraz z nimi ciał, by zadowolić boga ciemności i chaosu ofiarami z istot rozumnych na jego ołtarzach. To ma być ta wasza wspaniała cywilizacja? Zatem posłuchaj uważnie tego, co ci teraz rzeknę. Co prawda nie wierzę w to, by ta opowieść otworzyła twe ślepe oczy, zamknięte na przyszłość tego świata. Być może nasza pogawędka, a mam taką wielką nadzieję, pozwoli ci zrozumieć coś czego w tej chwili nie pojmujesz ani nie jesteś w stanie dostrzec. Nadchodzi kres waszego imperium zła. Z tej drogi upadku Czarnego Pana nie ma już odwrotu. Jeśli pozwolimy wam zagarnąć wszystkie, jeszcze niepodbite przez zastępy wojsk Marchii kraje wtedy nastąpi koniec nas wszystkich. Wokół będzie tylko bezkresna pustka i nicość. Jednak los pragnie odwrócić to, co wydaje się być nieuniknione. Dlatego narodził się zbawca, namaszczony do swej roli przez przeznaczenie – siłę potężniejszą niż sami bogowie. Wszyscy z utęsknieniem na niego czekaliśmy przez setki lat. To jest mesjasz, który nas wreszcie wyzwoli, a u jego boku kroczy wojownik –  mściciel. Mściciel, wierz mi,  pomści nasze krzywdy  za pomocą stali – miecza i topora, to on wszystkie istoty światła wyzwoli spod panowania sił ciemności i chaosu, to on będzie katem ze snu waszego imperatora. Czy teraz zrozumiałeś, czemu nowina, którą głoszę była warta utraty mojej ukochanej wolności? Czy jesteś w stanie to zrozumieć? – elf zrobił efektowną przerwę, uważnie wpatrując się w napiętą z wściekłości twarz murgra. – Czy masz świadomość tego, ilu skazańców takich, jak choćby ja, którzy gniją w obozach rozsianych po twoim imperium ma wreszcie nadzieję. I to jest właśnie wspaniałe. Bo pielęgnujemy ją w sobie, by móc przetrwać do chwili upadku Imperatora. Wspieramy siebie nawzajem, by tę  pociechę nieść i krzewić dalej. Ci wszyscy, którzy w to proroctwo wierzą, są naszą siłą. Wszystkich przecież nie wyrżniecie. Po prostu nie jesteście w stanie. Ja i mi podobni, a wierz mi jest nas wielu, nasze wszystkie dusze wyzwoliliśmy spod jarzma sił ciemności, strachu i zwątpienia. Zapewne zgniję w tym obozie, ale moje dzieci i dzieci moich dzieci będą wdychały zapach wolności; będą miały przed sobą przyszłość. Z waszą cywilizacją czeka je tylko nicość i zatracenie. Smutek i ból. I nic ponad to! Wiedz o tym, że zjednoczą się wszyscy: i elfy, i ludzie, i krasnoludy, i inne jeszcze rasy w boju z wami. Ale zanim to nastąpi wszyscy muszą wiedzieć, że to już nadszedł ten właśnie czas, że trzeba się do tej walki gotować. A ja zostałem po to do życia powołany, by wszystkie rasy przygotować do nowego porządku świata. Mam im przekazać, że koniec zła jest bliski, bo na świat przybyli mesjasz wraz z mścicielem.
Murgr patrzył z niedowierzaniem na elfa. Z tej nędznej istoty, nagle zrodził się byt silny, byt pewny siebie. Nie do końca był pewien czy dobrze widzi, bo elf wypowiadając owe słowa, jakby urósł. Wzniósł się ku górze. Jego mięśnie wycieńczone w ciężkim znoju, tak mu się wydawało, nabrały nowej mocy. Elf był w tej chwili bardzo dumny ze swej wiary. W trakcie przemowy był istotą pełną pasji. Wierzył w głoszone przez siebie słowa. Czuło się wręcz powiew wolności, który oczyści umęczony lud.
Ale czy słowa elfa mogły być wizją przyszłości? Przecież imperium miało trwać wiecznie. Lecz energia z jaką głosił nową nadzieję miała siłę oceanicznego tsunami, które było w stanie zmieść ze swojej drogi każdego, kto próbowałby mu się oprzeć.
Mocny głos więźnia zbudził smacznie drzemiące w rogu celi orki, które gwałtownie zerwały się na nogi. Nie miały pojęcia, co się wokół nich dzieje. Z bojaźnią, graniczącą z paniką rozglądały się wokół, chcąc zrozumieć, jakie zdarzenia miały tutaj miejsce. Patrząc na elfa nie mogły uwierzyć, – takie odniósł wrażenie Maktar – że to jest ten sam skazaniec, którego jakiś czas temu tutaj przywlekli. Dostrzegł w ich oczach głęboki, zwierzęcy strach.
–Skąd znasz me imię ? –zapytał się niepewnie jeszcze mocno wstrząśnięty Maktar. Swoja wykrzywioną w złości twarz zbliżył do twarzy więźnia. Poczuł zapach smrodu rozkładającego się potu, który był nie do wytrzymania. Z odrazą, gwałtownie odchylił głowę do tyłu.
– Nic nie jesteś w stanie zrozumieć ! Nic, kompletnie nic. Wiedziałem, że tutaj przybędziesz. Wiedziałem o tym, bo miałem od dłuższego czasu prorocze sny. Wiem, czemu przybyłeś, ponieważ jestem wybrańcem, który ma ci przekazać radosną nowinę. A ty masz ją przekazać tym, których mściciel z girlandami kwiatów na szyi zgładzi!

Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/11/swiece-na-stole-nie-daway-zbyt-wiele.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz