Prośba do czytelników

Bardzo ważne są dla mnie komentarze. Zatem proszę o nie, by móc poprawić swoją powieść w takim stopniu, żeby było w niej jak najmniej błędów.
Ważne: należy czytać posty w kolejności od najstarszego do najświeższego. Posty mają tworzyć sensowną całość. Przecież jest to powieść.

czwartek, 16 października 2014

***

Później, jak zapisał dziejopisarz złotymi zgłoskami w „Kronice Oczyszczenia Wiary”, nastąpiła ostatnia walka bandy Garetha. Niespodziewany przeciwnik pojawił się na polanie, niedaleko od ogniska bandytów, nie wiadomo skąd. Nikt z obecnych przy stosie wesoło palących się szczap nie był w stanie dostrzec zbyt dobrze jego twarzy. Utrudniał to kaptur, który rzucał na lico nieznajomego głęboki cień. Ale poprzez czerń przebijał kontur jego oczu. W jakiś nienaturalny sposób lśniły, co zadziwiało patrzących a wręcz mogło przyprawić o gęsią skórkę nawet nawykłych do śmierci wojowników. Biła z nich siła, moc i zapalczywość. W takich chwilach nawet najodważniejszy zbrojny musiał choć na moment poczuć przerażenie. Wtedy ciarki od grzbietu gapia przechodziły gwałtownie w dół aż po sam pas.
 Żaden z nich do końca nie zdawał sobie sprawy z tego z kim tak naprawdę ma do czynienia. Nie wiedzieli kim jest oraz na czyje przybył tutaj polecenie. Teoretycznie mógłby to być choćby jeden z zauszników władcy Marchii, który przybył w to przeklęte miejsce pomścić zniewagę jaka spotkała jego suwerena i odebrać im cennego kurdupla. Ale czy aby na pewno?
Spoglądając na nieznajomego dostrzegli, nie wątpliwie, bijącą od niego aurę jakieś boskości. A może to była nienaturalnie potężna siła, która w nim tkwiła. Tego wiedzieć nie mogli. Pewne było tylko jedno, że ta moc skrząca się w oczach przybysza nie mogła być dostępna dla zwykłego śmiertelnika. To ich zaniepokoiło nie na żarty. Ta  potęga, jaka promieniowała z wojownika, mogła jednoznacznie wskazywać na wysłannika Imperatora, ale czy można było mieć pewność, że tak jest?
Przybysz miał na sobie skórzany ochronny kaftan, pod którym skrzyła się srebrnymi refleksami kolcza koszula. W dłoni pewnie trzymał zakrzywioną szablę. Tylko ta broń sieczna, ku zdziwieniu bandytów, stanowiła uzbrojenie orężnego. Pomimo pierwszego piorunującego wrażenia, jakie nieznajomy wywarł na zgromadzonych tutaj zbirach, wydawał się być dla nich łatwym kąskiem do pokonania. Bardzo mocno liczyli na przewagę w liczebności bandy nad samotnym wojownikiem.
W pierwszej fazie potyczki zaskoczeni bandyci mierzyli wzrokiem Darkara. Miało to za zadanie uświadomić ich przeciwnika w tym, z kim ma do czynienia oraz wywołać u nieznajomego poczucie lęku. Lecz ta patowa sytuacja trwała niezmiernie krótką chwilę. Rosnące napięcie przed walką wreszcie zakapturzona postać przerwała swoim kocim i skoordynowanym ruchem. Wojownik poruszył bardzo delikatnie oraz nieznacznie ręką. Czynność ta, biorąc pod uwagę jego wyszkolenie, był prawie niezauważalna dla stojących w pewnym oddaleniu od niego oprychów.
 Stało się. Darkar rozpoczął taniec śmierci. Bandyci jeszcze tego nie wiedzieli. Nadal trwali w błogim przeświadczeniu o swojej przewadze. Dziwili się wielce, że napastnik jeszcze nie zbiegł z tej polany.
Gdy tylko pojęli, że przeciwnik nie zamierza zbiec z polany ochoczo ruszyli ku niemu. Dla obserwatora z zewnątrz mogłoby się wydawać, że tylko na to czekali. „W końcu jest to w ostatnim okresie czasu jedyna rozrywka pośród tego przeklętego bagna” – zapewne nie jeden z nich tak sobie wtedy pomyślał. Silni swoją masą nie zawracali sobie głowy niuansami taktycznymi oraz wyszkoleniem wojownika; nie zawracali sobie głowy tym, co czyni ich przeciwnik. Żwawo i kupą biegli ku niemu. W swojej nieświadomości tego, jaki popełniają błąd, bo przecież byli tak pewni swojej liczebnej przewagi, zaatakowali swojego nieprzyjaciela całkowicie bez przygotowania. Zrobili jeszcze więcej, aby wzmocnić swój zapał bitewny a nade wszystko siebie nawzajem. Biegnąc każdy z nich, jakby to była jakaś tragifarsa z podrzędnego teatru na przedmieściach Nadal, demonstrował, tak przynajmniej zapewne im się wydawało, kunszt swojego wyszkolenia technicznego w posługiwaniu się białą bronią: wywijał nią młyńce a także inne bliżej nieznane figury. Dotychczas zawsze przecież to działało. Jednak nie tym razem.
A on nadal stał. Nie poruszał się w ogóle. Nie reagował. Tylko czekał na nich.
Brak aktywności osamotnionego wojownika zaniepokoił nie na żarty współtowarzyszy Garetha. Nie mieściło im się w głowach, że ów zbrojny nie tylko nie czmychnął z pola walki, widząc w przewadze nacierających opryszków, ale nie pokazał po sobie nawet odrobiny strachu. Po pewnym czasie zadziorna postawa Darkara zaczęła ich deprymować a pewność siebie, którą początkowo okazywali, powoli sekunda po sekundzie poczęła topnieć, jak śnieg w pierwszym wiosennym słońcu. Coraz bardziej kołatała w nich jedna przerażająca myśl, czy to jest na pewno istota z krwi i kości a nie wysłannik z piekła rodem, chcący pomścić zniewagę Czarnego Pana. Czy to jest możliwym, żeby nie odczuwał strachu lub chociaż niewielkiego lęku przed takimi typami spod ciemnej gwiazdy, jak oni? Dotychczas w takich sytuacjach, gdy miały miejsce podczas ich awanturniczego żywota a przecież tak bywało, w ich przekonaniu nieznajomy powinien już salwować się ucieczką. Ewentualnie mógł uczynić cokolwiek dla poprawienia swojego rozpaczliwego położenia w pierwszej fazie walki. A on nic, tylko stał. Może jednak to jakaś zjawa? Te pytania a może raczej wątpliwości coraz mocniej odbierały bandytom ochotę do walki.
Okrążyli go.
Darkar nadal stał niewzruszony. Bandyci poruszali się wokół niego, jak sępy nad prawie już martwą ofiarą. Pracowali dużo nogami w ten sposób chcieli go zmylić w swoich intencjach. Próbowali też wprowadzić go w błąd balansem ciała. Nic to nie dało. Przeciwnik był twardy, nadal tkwił w miejscu, jak gdyby nic, jak nadmorska skała.
Dla postronnego widza cała walka trwała tylko krótką chwilę. Nieznajomy w końcu niespodziewanie ruszył w kierunku pierwszego z łotrów. Bandyci poruszali się w sposób wolny i ślamazarny, jak muchy w smole. Byli całkowicie przewidywalni. A on był dla nich zbyt szybki i niedościgniony w tym, co czynił.
Najbliższego przeciwnika, którego dopadł ciął krótko z nadgarstka w tętnicę szyjną. Nieszczęśnik nawet nie był w stanie przygotować zasłony przed tym natarciem. Nim się zorientował praktycznie nie żył. Dopiero, gdy krew trysnęła gorącą fontanną z tętnicy szyjnej, poczuł, że życie gwałtownie z niego uchodzi. W ciągu kilku sekund stracił całe napięcie mięśniowe i osunął się na trawę, jak szmaciana lalka.
Drugą ofiarą potyczki stał się natomiast bandyta, który został obryzgany ciepłą krwią z szyi pierwszego nieszczęśnika. Przerażony lepką cieczą na twarzy a także szybkością następujących po sobie zdarzeń po błyskawicznym doskoku wojownika i  krótkim cięciu przez twarz, oprych padł natychmiast martwy. Darkar po tym ataku nie tracąc impetu, siłą wybicia z lewej nogi wpadł w piruet i tym sposobem skierował się na trzeciego z atakujących.

Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/10/gareth-by-zszokowany-rozwojem-wypadkow.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz