***
Rozejrzał się po pobojowisku. Po za ciałami, poległych w walce bandytów,
w oddali zauważył małego człowieczka przywiązanego do drzewa. Na pierwszy rzut
oka wzrost tej istoty musiał być lichy, świadczyły o tym jego krótkie nóżki, zresztą,
jak i niewielka postura. Lecz, na pewno, ten dziwny niziołek a może karzeł,
tego do końca nie mógł być pewien, wyróżniał się w porównaniu do innych znanych
mu istot z tego świata dużym nochalem oraz okropnie odstającymi uszami. Te dwie
cechy jego fizjonomii górowały nad całą resztą cech osobowych tego dziwoląga. Wzbudzały,
wręcz, niezdrowe zainteresowanie obserwatora, skupiały na sobie całą uwagę gapia.
To samo spotkało Darkara. Zdumiał go ten niesamowity widok. Jakby tego było
mało całości wyglądu, jak mu się wtedy wydawało – temu wybrykowi natury,
dopełniały pucułowate policzki. Widok był dość osobliwy, a zarazem można by
rzec, wręcz tragikomiczny dla posiadacza tej przedziwnej urody.
Darkar, gdy w końcu ochłonął, ostrożnie a zarazem powoli ruszył w
kierunku więźnia. Pomimo ostatecznego zwycięstwa nad bandytami nie mógł być pewien,
że wybił już wszystkich. Dlatego, nauczony dotychczasowym doświadczeniem, był
czujny i rozglądał się uważnie wokół siebie. Reagował na każdy dobiegający go z
oddali odgłos. Z zasady zawsze był przygotowany na niespodziewany atak. Tak go
uczono i ta wyszkolona przezorność go wielokrotnie uratowała przed śmiercią.
Gdy ostatecznie upewnił się, że jest bezpieczny, począł na nowo interesować się
tą niesamowitą, unieruchomioną istotą. Zbliżył się do tego osobliwego, nie
spotkanego nigdy wcześniej w jego życiu, a przecież wiele dotychczas widział i wiele
dotychczas zwiedził na tym świecie, stworzenia.
Gdy wreszcie dotarł do uwięzionego człowieczka przyjrzał mu się z
nieskrywaną ciekawością, z bliska. Mógł dostrzec egzotyczne szczegóły jego
twarzy wcześniej niezauważone ze znacznej odległości: wielce rumiane policzki, srodze
piegowatą twarz i nienaturalnie wydatne usta. A włosy miały kolor dojrzałej
przed żniwami pszenicy.
Przypatrywał się, temu odmieńcowi, ze szczególną uwagą i nie krył
zaskoczenia, że nie jest w stanie określić rasy tej istoty. Po głowie kołatało
mu się jedno pytanie: „ Co to za jeden?”
Zapewne to wyjątkowe
zainteresowanie nie mogło umknąć uwadze związanej istoty, która pomimo tego, w
ogóle, na przybysza w jakikolwiek sposób nie reagowała. Darkar wreszcie całkowicie
skołowany z czym ma do czynienia, ciekawy, jak nigdy dotąd, nie wytrzymał i
wypalił prosto z mostu. – Coś ty za
jeden? – W pierwszej chwili więźnia, jak gdyby nie zainteresowało pytanie
wojownika i nadal patrzył się gdzieś przed siebie. W końcu odwrócił wzrok na
zbrojnego i niewinnie zaszczebiotał:
– Ja? – zapytała się wojownika ta osobliwa istota. – Ja… – zająknęła
się przy tym, jakby celowo przedłużając tą niewygodną dla każdego z nich ciszę.
Jednak, żeby było jeszcze bardziej interesująco, tego Darkar nie mógł być do
końca pewien, niziołek jeszcze bardziej poczerwieniał na twarzy. „Ale czy aby
na pewno?” – pomyślał orężny
przypatrując się uważnie człowieczkowi.
– Ja nazywam się Darkar ! –
zbrojny wskazał palcem siebie. W ten sposób chciał onieśmielić swojego
rozmówcę. – Darkar ! – powtórzył.
– Wiem, wiem kim ty jesteś do cholery! – niespodziewanie zniecierpliwił
się mały koleś. – Czy ty wiesz o tym, że czekam na tym bagnie na ciebie od
kilku dobrych dni! – podkreślił intonacją głosu szczególnie słowo: dni. – Czy ty
masz świadomość tego, ile komarów dzięki twojej opieszałości pożywiło się mną!?
– wykrzyczał jednym tchem więzień. – Wybacz, ale nienawidzę przelewu krwi. A tutaj
tyle jej wokół… – mały człowieczek z obrzydzeniem wykrzywił swoją osobliwą twarz.
– Gdy ją widzę, szczególnie, w takich ilościach, jak tutaj, zaczynam się mocno
denerwować. W takich trudnych dla mnie okolicznościach jestem nienaturalnie rozhisteryzowany
i nader czepialski. – na koniec fuknął na swoje usprawiedliwienie.
Darkar z niedowierzaniem spojrzał na malca. Zaniemówił. Nie bardzo
wiedział, co teraz powinien pomyśleć o tej osobliwej sytuacji lub jak powinien
się zachować. On przecież tego malca w ogóle nie znał. Nie przypominał sobie,
by kiedykolwiek zostali sobie przedstawieni. A takiego odmieńca z całą
pewnością, by zapamiętał. Natomiast niziołek zachowywał się tak, jakby go znakomicie
znał! Prawdę mówiąc nie takiego zakończenia spodziewał się dla swojego snu.
– Skoro wiesz kim jestem i
czekałeś na mnie … – wojownik nie był w stanie sformułować sensownie pytania.
Czuł się rozżalony i zaskoczony tym, co go spotkało. Przyznał się sam przed
sobą, że nie spodziewał się takiego zakończenia swojego przerażającego majaku.
– Ale to nie trzyma się kupy! Nie ma sensu! – wykrzyczał zdezorientowany
Darkar. – To pewnie też wiesz, że musiałem tu przyjść na to bagno… Tak właśnie
przyjść. Czy ty to rozumiesz ile lat musiałem o tym myśleć, jak długo się bałem,
co uczynić by pokonać strach i ruszyć tutaj !? A co z moim snem, tym snem… Co z
zakończeniem? Bo, co ty możesz wiedzieć o moim śnie. Zapewne nic. A ja się
bałem tego bagna, tego, co mnie tutaj może spotkać, tego zakończenia, którego
nie znałem! A tu co? Eh…Ty! – spojrzał wymownie na dziwoląga. – Czy więc ja
tyle lat bałem się, właśnie, ciebie… ? – wyrzucił z siebie cały żal.
„ Ale czy na pewno mógł mieć pretensje do tego małego człowieczka
akurat o tę sprawę ? „ – niepewnie przemknęło mu przez myśl.
– Sinoe Mnemeth, do twoich usług. – nie zrażony monologiem orężnego niziołek
uśmiechnął się ku niemu, jak mogłoby się wydawać, nad wyraz szczerze. Już
otwierał te swoje przerysowane usta, by coś rzec, gdy wtrącił mu się Darkar.
– Sinoe Mnemeth… Skąd ty w ogóle się wyrwałeś? – prychnął z
niedowierzaniem zbrojny. – Zwiedziłem szmat tego świata, ale takiego jak ty odmieńca,
muszę się przyznać, do tej pory nie spotkałem. Widziałem elfy, gnomy, czarne
elfy, krasnoludy i nie wiadomo, co tam jeszcze, ale takiego jak ty to,
absolutnie, jeszcze nie. Coś ty więc za jeden ? Czemu ta banda łotrów ciebie przyprowadziła
i przede wszystkim czemu ty jesteś zakończeniem mego przeklętego koszmaru ? –
dalsze słowa z emocji ugrzęzły mu w gardle.
– Jestem z daleka – stwierdził tonem osoby przekonanej o swoich racjach
i nie znoszącej absolutnie żadnego sprzeciwu. – Jak ci już mówiłem wiedziałem o
tym, że tutaj przybędziesz. Z tego też powodu, byśmy mogli się w końcu spotkać,
pozwoliłem się tym bandziorom najpierw porwać a potem uwięzić. A wiedz, że jestem
szczególnie znany Imperatorowi! I co nadal nie słyszałeś o mnie? – Sinoe zrobił
efektowną pauzę, chcąc sprawdzić wrażenie, jakie na jego gościu wywarła ta
informacja. Wpatrzył się głęboko w oczy wojownika tym swoim magnetycznym
wzrokiem. Najwidoczniej jednak to, co ujrzał nie usatysfakcjonowało Sinoe.
Najprawdopodobniej nie dostrzegł w nich nic, co by wskazywało, że naprawdę go
zna albo przynajmniej o nim słyszał. – To może chociaż o przepowiedni
Hironiusza słyszałeś? – nie dawał za wygraną.
– Przepowiednia Hironiusza mówisz. Mhhh… – Darkar się zamyślił. Słyszał, niestety, zbyt
wiele. Nazbyt ona go dotknęła tak samo, jak i jego najbliższych. Nigdy nie
pogodził się ze śmiercią swoich rodziców oraz swojej małej, ukochanej
siostrzyczki. Nigdy nie pogodził się z tym, że jacyś bandyci w upiornych
maskach z jego powodu, tak przynajmniej przypuszczał, wyrżnęli całą rybacką
wieś, w której mieszkał. Zabili bez litości wszystkich. Tylko on miał to szczęście,
że przeżył tą rzeź. Uratowało go to, że poszedł,
a był to dzień urodzin jego siostry, dla niej po przewspaniały prezent z
wnętrza samego boru. Potem ze skraju lasu podczas masakry sadyby patrzył
skulony i przerażony tym, co tam się działo. Tak spędził kilka dni w lesie
ukrywając się tam ze strachu, zanim odważył się wrócić do wioski. A tam zastał wyłącznie
zgliszcza a wśród nich bestialsko okaleczone ciała, wokół leżały tylko trupy…
Był wszak istotną częścią tego proroctwa, jak powiadali jego rodzice.
Początkowo tego nie rozumiał, co łączyło jego osobę z przepowiednią. Dojrzewał
do tego, by to odkryć. Jakiś czas temu postanowił nawet uciec od swojego losu,
jaki był mu sądzony. Pragnął zapomnieć o tym wszystkim i zacząć życie od nowa.
Cóż, zdał sobie jednak sprawę z tego, że los, jaki został mu przypisany w
gwiazdach, znów go dogania; że znów śmierć i pożoga będzie za nim kroczyć, jak
bywało to wcześniej. Zastanawiał się wielokrotnie czy ma jakąkolwiek szansę się
od tego kiedykolwiek uwolnić. Był coraz bliższy stwierdzenia faktu, oczywiście
czym dłużej o tym myślał, że nie ma dla niego innego wyjścia. To po prostu
przeznaczenie wyznaczyło mu ostateczną drogę życia. – A coś tam słyszałem. – nieumiejętnie skłamał.
– Nie, Darkarze! – Sinoe świdrującym wzrokiem patrzył się prosto w oczy
wybawiciela. Jego wzrok pomimo lichej postury i niskiego wzrostu miał w sobie
olbrzymią siłę, jakiej trudno było się spodziewać po tej cherlawej istocie.
Zbrojny nie mogąc tego spojrzenia wytrzymać, odwrócił swój wzrok. Udawał, że
patrzy w ziemię. – Skoro tutaj jesteś to znaczy tylko jedno, że
to ty jesteś tym wybrańcem, na którego tutaj czekałem! Jesteś mścicielem, jesteś
częścią planu Księgi Stworzenia. Wszak o tym wiesz, bo – od tego wyznaczonego
ci przez siły wyższe niż bogowie – losu,
cały czas uciekasz. Ale czy zdołasz? – uśmiechnął się do Darkara. Po krótkiej
przerwie na podkreślenie wagi swoich
słów kontynuował swoją wypowiedź. – Jednak
przed tym, co ci przypadło w udziale nie jesteś w stanie umknąć. Ta siła
sprawcza zawsze ciebie odnajdzie gdziekolwiek byś był. Tak samo, jak odnalazła
mnie i ofiarowała mi, wbrew mej chęci i woli, moją rolę, jaką mam do
wypełnienia. Nie mieliśmy tak samo jak i ja, tak samo i ty, w tej materii
żadnego wyboru, a cierpienie zostało wpisane w nasze życie, jako coś
naturalnego. Lecz nie to jest najbardziej okrutne a zarazem straszne w tym
wszystkim, co nas dotyka. Gorsze jest bowiem to, że prędzej czy później
nadchodzi taki moment, kiedy każdy z nas musi sobie zdać sprawę z tego, iż nie
ma już drogi odwrotu. – Niziołek na chwilę umilkł. Nadal wpatrywał się
w Darkara tymi swoimi niesamowitym oczami, jakby czekał na znak ze strony
orężnego. Jednak wybawiciel malca nie zmiennie milczał, nie robiąc sobie nic z
monologu Sinoe. Dziwny człowieczek mimo tych przeciwności nie dawał za wygraną.
– Na tobie spoczywa zadanie z nas
wszystkich najważniejsze a zarazem ponosisz największą odpowiedzialność za to, czy się wypełni plan
przeznaczenia wobec nas oraz innych równoległych światów. Musisz sprawić, by
ten świat, który został zachwiany wieki temu, znów powrócił do oczekiwanej
przez przeznaczenie równowagi ! – Ściszył głos do szeptu. Oddech mu się
wyrównał po bardzo emocjonalnej wypowiedzi. –
Darkarze zrozum że, ja też długi czas nie mogłem się pogodzić ze swoją
rolą w tym planie. Wręcz broniłem się przed tym, by cokolwiek uczynić w tej słusznej
sprawie. Przeklinałem swoją dolę i dzień kiedy ją poznałem. Wpierw straciłem
wszystko, co było dla mnie najważniejsze. Potem pragnąłem śmierci, jako
wybawienia. W końcu zrozumiałem, że to moje poświęcenie jest warte tego, by o
to, co wyznaczył nam los walczyć. Uświadomili mi to ci, którzy zawierzyli
przepowiedni Hironiusza i oddali się jego opiece. Uwierz, że każde z nas
musiało coś ważnego poświęcić tak samo, jak ja i ty. Teraz Darkarze nasza kolej.
Rola w tej misji jaką mamy do spełnienia od tej chwili jest pierwszoplanowa. A
ty musisz się z tym, czy tego chcesz czy nie, zmierzyć.
– Ciii… – Darkar przytknął palec do ust. – Ktoś się tu zbliża. Któż to
może być? Może coś wiesz na ten temat Sinoe? – zapytał się niziołka. Ale prawda
też miała inne oblicze: był szczęśliwy, że dzięki nieproszonym gościom nie
będzie musiał odpowiadać na trudne pytania. A był pewien, że w końcu by padły.
– Ich przywódca coś wspominał o tym, że mają tutaj przybyć jacyś konni,
którzy byli mną zainteresowani. Wydaje mi się, że mieli mnie sprzedać za spore
pieniądze. Zapewne kupcy tutaj się zbliżają. Podobno wcześniej, gdy próbowali
mnie wydać zausznikom Imperatora o mało nie zostali zarżnięci. Ledwo uszli z
życiem. To wszystko, co wiem. Niechcący podsłuchałem ich rozmowę stąd moje
przypuszczenia.
Darkar spojrzał na wielkie, odstające uszy Sinoe.
– Mówisz, że przypadkiem usłyszałeś? – mruknął rozbawiony.
Sinoe znów jakby się zmieszał. Darkar powtórnie odniósł wrażenie, że
niziołek bardziej się zaczerwienił. Ale i tym razem nie był do końca tego pewien.
Tak mu się po prostu wydawało.
– No tak tylko przypadkiem … – Sinoe spuścił niewinnie wzrok i wpatrzył
się w ziemię.
Wojownik nie tracąc cennego czasu sprawnie przeciął więzy z nadgarstków
oraz nóg małego człowieczka. Ten po chwili wstał i po ekspresowej gimnastyce rozruszał
zdrętwiałe członki. Zbrojny nie czekając na to, aż Sinoe będzie gotów, pociągnął
go bezceremonialnie za rękę w kierunku skraju lasu. Tam zamierzał się ukryć
wraz z nowym kompanem.
Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/10/zosta-wezwany-do-cytadeli-w-trybie.html
Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/10/zosta-wezwany-do-cytadeli-w-trybie.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz