Prośba do czytelników

Bardzo ważne są dla mnie komentarze. Zatem proszę o nie, by móc poprawić swoją powieść w takim stopniu, żeby było w niej jak najmniej błędów.
Ważne: należy czytać posty w kolejności od najstarszego do najświeższego. Posty mają tworzyć sensowną całość. Przecież jest to powieść.

wtorek, 21 października 2014

***

Rozejrzał się po pobojowisku. Po za ciałami, poległych w walce bandytów, w oddali zauważył małego człowieczka przywiązanego do drzewa. Na pierwszy rzut oka wzrost tej istoty musiał być lichy, świadczyły o tym jego krótkie nóżki, zresztą, jak i niewielka postura. Lecz, na pewno, ten dziwny niziołek a może karzeł, tego do końca nie mógł być pewien, wyróżniał się w porównaniu do innych znanych mu istot z tego świata dużym nochalem oraz okropnie odstającymi uszami. Te dwie cechy jego fizjonomii górowały nad całą resztą cech osobowych tego dziwoląga. Wzbudzały, wręcz, niezdrowe zainteresowanie obserwatora, skupiały na sobie całą uwagę gapia. To samo spotkało Darkara. Zdumiał go ten niesamowity widok. Jakby tego było mało całości wyglądu, jak mu się wtedy wydawało – temu wybrykowi natury, dopełniały pucułowate policzki. Widok był dość osobliwy, a zarazem można by rzec, wręcz tragikomiczny dla posiadacza tej przedziwnej urody.
Darkar, gdy w końcu ochłonął, ostrożnie a zarazem powoli ruszył w kierunku więźnia. Pomimo ostatecznego zwycięstwa nad bandytami nie mógł być pewien, że wybił już wszystkich. Dlatego, nauczony dotychczasowym doświadczeniem, był czujny i rozglądał się uważnie wokół siebie. Reagował na każdy dobiegający go z oddali odgłos. Z zasady zawsze był przygotowany na niespodziewany atak. Tak go uczono i ta wyszkolona przezorność go wielokrotnie uratowała przed śmiercią. Gdy ostatecznie upewnił się, że jest bezpieczny, począł na nowo interesować się tą niesamowitą, unieruchomioną istotą. Zbliżył się do tego osobliwego, nie spotkanego nigdy wcześniej w jego życiu, a przecież wiele dotychczas widział i wiele dotychczas zwiedził na tym świecie, stworzenia.
Gdy wreszcie dotarł do uwięzionego człowieczka przyjrzał mu się z nieskrywaną ciekawością, z bliska. Mógł dostrzec egzotyczne szczegóły jego twarzy wcześniej niezauważone ze znacznej odległości: wielce rumiane policzki, srodze piegowatą twarz i nienaturalnie wydatne usta. A włosy miały kolor dojrzałej przed żniwami pszenicy.
Przypatrywał się, temu odmieńcowi, ze szczególną uwagą i nie krył zaskoczenia, że nie jest w stanie określić rasy tej istoty. Po głowie kołatało mu się jedno pytanie: „ Co to za jeden?”
 Zapewne to wyjątkowe zainteresowanie nie mogło umknąć uwadze związanej istoty, która pomimo tego, w ogóle, na przybysza w jakikolwiek sposób nie reagowała. Darkar wreszcie całkowicie skołowany z czym ma do czynienia, ciekawy, jak nigdy dotąd, nie wytrzymał i wypalił prosto z mostu.  – Coś ty za jeden? – W pierwszej chwili więźnia, jak gdyby nie zainteresowało pytanie wojownika i nadal patrzył się gdzieś przed siebie. W końcu odwrócił wzrok na zbrojnego i niewinnie zaszczebiotał:
– Ja? – zapytała się wojownika ta osobliwa istota. – Ja… – zająknęła się przy tym, jakby celowo przedłużając tą niewygodną dla każdego z nich ciszę. Jednak, żeby było jeszcze bardziej interesująco, tego Darkar nie mógł być do końca pewien, niziołek jeszcze bardziej poczerwieniał na twarzy. „Ale czy aby na pewno?” –  pomyślał orężny przypatrując się uważnie człowieczkowi.
–  Ja nazywam się Darkar ! – zbrojny wskazał palcem siebie. W ten sposób chciał onieśmielić swojego rozmówcę. –   Darkar ! – powtórzył.
– Wiem, wiem kim ty jesteś do cholery! – niespodziewanie zniecierpliwił się mały koleś. – Czy ty wiesz o tym, że czekam na tym bagnie na ciebie od kilku dobrych dni! – podkreślił intonacją głosu szczególnie słowo: dni. – Czy ty masz świadomość tego, ile komarów dzięki twojej opieszałości pożywiło się mną!? – wykrzyczał jednym tchem więzień.  –  Wybacz, ale nienawidzę przelewu krwi. A tutaj tyle jej wokół… – mały człowieczek z obrzydzeniem wykrzywił swoją osobliwą twarz. – Gdy ją widzę, szczególnie, w takich ilościach, jak tutaj, zaczynam się mocno denerwować. W takich trudnych dla mnie okolicznościach jestem nienaturalnie rozhisteryzowany i nader czepialski. – na koniec fuknął na swoje usprawiedliwienie.
Darkar z niedowierzaniem spojrzał na malca. Zaniemówił. Nie bardzo wiedział, co teraz powinien pomyśleć o tej osobliwej sytuacji lub jak powinien się zachować. On przecież tego malca w ogóle nie znał. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek zostali sobie przedstawieni. A takiego odmieńca z całą pewnością, by zapamiętał. Natomiast niziołek zachowywał się tak, jakby go znakomicie znał! Prawdę mówiąc nie takiego zakończenia spodziewał się dla swojego snu.
–  Skoro wiesz kim jestem i czekałeś na mnie … – wojownik nie był w stanie sformułować sensownie pytania. Czuł się rozżalony i zaskoczony tym, co go spotkało. Przyznał się sam przed sobą, że nie spodziewał się takiego zakończenia swojego przerażającego majaku. – Ale to nie trzyma się kupy! Nie ma sensu! – wykrzyczał zdezorientowany Darkar. – To pewnie też wiesz, że musiałem tu przyjść na to bagno… Tak właśnie przyjść. Czy ty to rozumiesz ile lat musiałem o tym myśleć, jak długo się bałem, co uczynić by pokonać strach i ruszyć tutaj !? A co z moim snem, tym snem… Co z zakończeniem? Bo, co ty możesz wiedzieć o moim śnie. Zapewne nic. A ja się bałem tego bagna, tego, co mnie tutaj może spotkać, tego zakończenia, którego nie znałem! A tu co? Eh…Ty! – spojrzał wymownie na dziwoląga. – Czy więc ja tyle lat bałem się, właśnie, ciebie… ? – wyrzucił z siebie cały żal.
„ Ale czy na pewno mógł mieć pretensje do tego małego człowieczka akurat o tę sprawę ? „ – niepewnie przemknęło mu przez myśl.
– Sinoe Mnemeth, do twoich usług. – nie zrażony monologiem orężnego niziołek uśmiechnął się ku niemu, jak mogłoby się wydawać, nad wyraz szczerze. Już otwierał te swoje przerysowane usta, by coś rzec, gdy wtrącił mu się Darkar.
– Sinoe Mnemeth… Skąd ty w ogóle się wyrwałeś? – prychnął z niedowierzaniem zbrojny. – Zwiedziłem szmat tego świata, ale takiego jak ty odmieńca, muszę się przyznać, do tej pory nie spotkałem. Widziałem elfy, gnomy, czarne elfy, krasnoludy i nie wiadomo, co tam jeszcze, ale takiego jak ty to, absolutnie, jeszcze nie. Coś ty więc za jeden ? Czemu ta banda łotrów ciebie przyprowadziła i przede wszystkim czemu ty jesteś zakończeniem mego przeklętego koszmaru ? – dalsze słowa z emocji ugrzęzły mu w gardle.
– Jestem z daleka – stwierdził tonem osoby przekonanej o swoich racjach i nie znoszącej absolutnie żadnego sprzeciwu. – Jak ci już mówiłem wiedziałem o tym, że tutaj przybędziesz. Z tego też powodu, byśmy mogli się w końcu spotkać, pozwoliłem się tym bandziorom najpierw porwać a potem uwięzić. A wiedz, że jestem szczególnie znany Imperatorowi! I co nadal nie słyszałeś o mnie? – Sinoe zrobił efektowną pauzę, chcąc sprawdzić wrażenie, jakie na jego gościu wywarła ta informacja. Wpatrzył się głęboko w oczy wojownika tym swoim magnetycznym wzrokiem. Najwidoczniej jednak to, co ujrzał nie usatysfakcjonowało Sinoe. Najprawdopodobniej nie dostrzegł w nich nic, co by wskazywało, że naprawdę go zna albo przynajmniej o nim słyszał. – To może chociaż o przepowiedni Hironiusza słyszałeś? – nie dawał za wygraną.
– Przepowiednia Hironiusza mówisz. Mhhh…  –  Darkar się zamyślił. Słyszał, niestety, zbyt wiele. Nazbyt ona go dotknęła tak samo, jak i jego najbliższych. Nigdy nie pogodził się ze śmiercią swoich rodziców oraz swojej małej, ukochanej siostrzyczki. Nigdy nie pogodził się z tym, że jacyś bandyci w upiornych maskach z jego powodu, tak przynajmniej przypuszczał, wyrżnęli całą rybacką wieś, w której mieszkał. Zabili bez litości wszystkich. Tylko on miał to szczęście, że przeżył  tą rzeź. Uratowało go to, że poszedł, a był to dzień urodzin jego siostry, dla niej po przewspaniały prezent z wnętrza samego boru. Potem ze skraju lasu podczas masakry sadyby patrzył skulony i przerażony tym, co tam się działo. Tak spędził kilka dni w lesie ukrywając się tam ze strachu, zanim odważył się wrócić do wioski. A tam zastał wyłącznie zgliszcza a wśród nich bestialsko okaleczone ciała, wokół leżały tylko trupy… Był wszak istotną częścią tego proroctwa, jak powiadali jego rodzice. Początkowo tego nie rozumiał, co łączyło jego osobę z przepowiednią. Dojrzewał do tego, by to odkryć. Jakiś czas temu postanowił nawet uciec od swojego losu, jaki był mu sądzony. Pragnął zapomnieć o tym wszystkim i zacząć życie od nowa. Cóż, zdał sobie jednak sprawę z tego, że los, jaki został mu przypisany w gwiazdach, znów go dogania; że znów śmierć i pożoga będzie za nim kroczyć, jak bywało to wcześniej. Zastanawiał się wielokrotnie czy ma jakąkolwiek szansę się od tego kiedykolwiek uwolnić. Był coraz bliższy stwierdzenia faktu, oczywiście czym dłużej o tym myślał, że nie ma dla niego innego wyjścia. To po prostu przeznaczenie wyznaczyło mu ostateczną drogę życia. – A coś tam słyszałem.  – nieumiejętnie skłamał.
– Nie, Darkarze! – Sinoe świdrującym wzrokiem patrzył się prosto w oczy wybawiciela. Jego wzrok pomimo lichej postury i niskiego wzrostu miał w sobie olbrzymią siłę, jakiej trudno było się spodziewać po tej cherlawej istocie. Zbrojny nie mogąc tego spojrzenia wytrzymać, odwrócił swój wzrok. Udawał, że patrzy w ziemię.  –  Skoro tutaj jesteś to znaczy tylko jedno, że to ty jesteś tym wybrańcem, na którego tutaj czekałem! Jesteś mścicielem, jesteś częścią planu Księgi Stworzenia. Wszak o tym wiesz, bo – od tego wyznaczonego ci przez siły wyższe niż bogowie  – losu, cały czas uciekasz. Ale czy zdołasz? – uśmiechnął się do Darkara. Po krótkiej przerwie na  podkreślenie wagi swoich słów kontynuował swoją wypowiedź. –  Jednak przed tym, co ci przypadło w udziale nie jesteś w stanie umknąć. Ta siła sprawcza zawsze ciebie odnajdzie gdziekolwiek byś był. Tak samo, jak odnalazła mnie i ofiarowała mi, wbrew mej chęci i woli, moją rolę, jaką mam do wypełnienia. Nie mieliśmy tak samo jak i ja, tak samo i ty, w tej materii żadnego wyboru, a cierpienie zostało wpisane w nasze życie, jako coś naturalnego. Lecz nie to jest najbardziej okrutne a zarazem straszne w tym wszystkim, co nas dotyka. Gorsze jest bowiem to, że prędzej czy później nadchodzi taki moment, kiedy każdy z nas musi sobie zdać sprawę z tego, iż nie ma już drogi odwrotu.  –  Niziołek na chwilę umilkł. Nadal wpatrywał się w Darkara tymi swoimi niesamowitym oczami, jakby czekał na znak ze strony orężnego. Jednak wybawiciel malca nie zmiennie milczał, nie robiąc sobie nic z monologu Sinoe. Dziwny człowieczek mimo tych przeciwności nie dawał za wygraną. –  Na tobie spoczywa zadanie z nas wszystkich najważniejsze a zarazem ponosisz największą  odpowiedzialność za to, czy się wypełni plan przeznaczenia wobec nas oraz innych równoległych światów. Musisz sprawić, by ten świat, który został zachwiany wieki temu, znów powrócił do oczekiwanej przez przeznaczenie równowagi ! – Ściszył głos do szeptu. Oddech mu się wyrównał po bardzo emocjonalnej wypowiedzi. –  Darkarze zrozum że, ja też długi czas nie mogłem się pogodzić ze swoją rolą w tym planie. Wręcz broniłem się przed tym, by cokolwiek uczynić w tej słusznej sprawie. Przeklinałem swoją dolę i dzień kiedy ją poznałem. Wpierw straciłem wszystko, co było dla mnie najważniejsze. Potem pragnąłem śmierci, jako wybawienia. W końcu zrozumiałem, że to moje poświęcenie jest warte tego, by o to, co wyznaczył nam los walczyć. Uświadomili mi to ci, którzy zawierzyli przepowiedni Hironiusza i oddali się jego opiece. Uwierz, że każde z nas musiało coś ważnego poświęcić tak samo, jak ja i ty. Teraz Darkarze nasza kolej. Rola w tej misji jaką mamy do spełnienia od tej chwili jest pierwszoplanowa. A ty musisz się z tym, czy tego chcesz czy nie, zmierzyć.
– Ciii… – Darkar przytknął palec do ust. – Ktoś się tu zbliża. Któż to może być? Może coś wiesz na ten temat Sinoe? – zapytał się niziołka. Ale prawda też miała inne oblicze: był szczęśliwy, że dzięki nieproszonym gościom nie będzie musiał odpowiadać na trudne pytania. A był pewien, że w końcu by padły.
– Ich przywódca coś wspominał o tym, że mają tutaj przybyć jacyś konni, którzy byli mną zainteresowani. Wydaje mi się, że mieli mnie sprzedać za spore pieniądze. Zapewne kupcy tutaj się zbliżają. Podobno wcześniej, gdy próbowali mnie wydać zausznikom Imperatora o mało nie zostali zarżnięci. Ledwo uszli z życiem. To wszystko, co wiem. Niechcący podsłuchałem ich rozmowę stąd moje przypuszczenia.
Darkar spojrzał na wielkie, odstające uszy Sinoe.
– Mówisz, że przypadkiem usłyszałeś? – mruknął rozbawiony.
Sinoe znów jakby się zmieszał. Darkar powtórnie odniósł wrażenie, że niziołek bardziej się zaczerwienił. Ale i tym razem nie był do końca tego pewien. Tak mu się po prostu wydawało.
– No tak tylko przypadkiem … – Sinoe spuścił niewinnie wzrok i wpatrzył się w ziemię.
Wojownik nie tracąc cennego czasu sprawnie przeciął więzy z nadgarstków oraz nóg małego człowieczka. Ten po chwili wstał i po ekspresowej gimnastyce rozruszał zdrętwiałe członki. Zbrojny nie czekając na to, aż Sinoe będzie gotów, pociągnął go bezceremonialnie za rękę w kierunku skraju lasu. Tam zamierzał się ukryć wraz z nowym kompanem.

Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/10/zosta-wezwany-do-cytadeli-w-trybie.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz