***
Świece na stole nie dawały zbyt wiele jasnego światła. Było ciemno i
ponuro. Na blacie wykonanym z surowych, nie heblowanych desek stały gliniane
naczynia z jadłem i napitkiem. Możnowładca podniósł szybko szklanicę i połknął
za jednym haustem porcję kaktusówki. Gorzała rozlała się po przełyku okrutnie
paląc swoją mocą wnętrzności pijącego. Skrzywił się straszliwie, prychnął a na
koniec otarł zwilżone usta rękawem.
– Ciekawa ta twoja opowieść, mój drogi. – stwierdził, zajęty
konsumpcją, Rodgar. – A co najważniejsze, dla naszej sprawy, ma wiele elementów
wspólnych z wizjami występującymi w snach Imperatora. No nie powiem:
zastanawiające i zarazem ciekawe… – mlasnął, równocześnie próbując wydłubać, za
pomocą drewnianej drzazgi, z przerwy między zębami pozostałości dopiero co
spożytej strawy. Wreszcie skończył tą pasjonującą czynność. – Karczmarzu podaj, no tej, kaktusówki jeszcze z
jedną butelkę. – krzyknął z wahaniem do opasłego krasnoluda. Cały czas
zastanawiał się nad tym, czy to zamówienie będzie końcowe tego wieczoru.
– Nie będę przed wami ukrywał, że to przesłuchanie zrobiło i
na mnie piorunujące wrażenie. Szkoda, panie, że nie widzieliście min tych przygłupich
orków. To dopiero była zabawne.
– Zapewne. Ale powiedz mi tak szczerze: czemu nie dałeś rady
z więźnia wycisnąć jeszcze czegoś interesującego ? Może jednak wyciągnąłeś
jakieś dodatkowe informacje, lecz tego nie pamiętasz !? – spojrzał się czujnie
w oczy Maktara. Najwyraźniej mina jaką zrobił murgr go uspokoiła. – Ja wiem, że nie złamaliśmy do tej pory
jakiegokolwiek elfa nawet bólem, ale może ten chciał jeszcze coś ci rzec a ty
nie pamiętasz, żeby mnie, przepraszam, nas mścicielem postraszyć? – możnowładca
próbował pojednawczym tonem głosu załagodzić swoje wcześniejsze oskarżenia
wobec podwładnego.
– Ponad to, co ci, panie, dotychczas przekazałem nic więcej
nie wiem.
– Wielka szkoda. I co o tym wszystkim myślisz, mój drogi? –
Rodgar sięgnął po szklanicę z kaktusówką. Podniósł ją na wiwat poczekał aż to
samo uczyni jego towarzysz i na znak wypił jednym łykiem do dna. Oblizał się.
– Co ja myślę? – Maktar wierzchem dłoni przetarł zwilżone
alkoholem usta. – Mocne to cholerstwo,
oj mocne. Panie, opowiedziałem ci o najciekawszym przesłuchaniu spośród tych,
które odbyłem w ostatnim czasie. Ale, w zasadzie, inni, pokręceni prorocy,
bredzą podobne bzdety. Głównie o upadku imperium. Ten jednak podał nad wyraz wiele szczegółów.
Dla mnie osobiście tworzy się jakiś nowy nurt społeczny. Może powstaje jakaś nowa
religia?
– A może któryś z
naszych wrogów podsyca te przepowiednie i ma ukryty w tym cel? – zaniepokoił
się nie żarty możnowładca.
– Ale zastanówmy się kto miałby w tym interes? – podchwycił
Maktar ciąg myślowy Rodgara.
– No proszę zastanów się: kto to może być ? W mojej opinii
jest wyłącznie jeden a do tego żelazny kandydat!
– Czyżby Gildia?
– Tak Gildia, mój drogi Maktarze! Pomyśl kogo na te
wszystkie działania stać. Właśnie tylko Gildię. To ona ma odpowiednio zasobny
skarbiec, by siać skutecznie ferment wokół Czarnego Pana. Pozostali nasi
wrogowie mają niewielki wybór : albo muszą się do nas przyłączyć i czynić czego
my od nich oczekujemy, albo przyłączyć się do Gildii. Jednak, jakby zastanowić
się głębiej nad tym wszystkim, to żadna siła nie jest w stanie pogodzić tych
zwaśnionych ras. One przecież zieją do siebie nienawiścią a teraz mieliby się
połączyć w jeden front przeciwko Marchii ? Nie wierzę tym bardziej, że jedni drugim
są wilkiem. Pamiętasz te wszystkie czystki etniczne na których Marchia skorzystała?
Przecież, a dobrze o tym wiesz, jeszcze bardziej podsycaliśmy tę wrogość, by skutecznie
zdestabilizować te krainy. Choćby… – główny szpieg Czarnego Pana na chwilę
zaniemówił. Szukał w pamięci argumentów z przeszłości, by poprzeć swoją tezę. W
końcu znalazł. – … wtedy, gdy zajęliśmy królestwo Pomezanii. Oficjalnie ogłosiliśmy
wszem i wobec, że nasza interwencja ma za zadanie ochronić ludność tego
królestwa przed hordami Jaćwigów. Gildia próbowała przekupić strony złotem, by
doprowadzić do zawieszenia broni. Wtenczas nawet mieszek Gildii nie był w
stanie wyplenić tej całej wrogości antagonistów zwartych w wojennym uścisku
wobec siebie. Musieliśmy wysłać wojsko. Oczywiście nie zapominajmy, że myśmy
podburzyli Jaćwigów. Ale czy to było ważne. My osiągnęliśmy swój zamierzony
cel. Złoto Gildii nie pomogło. Teraz więc zastanów się, co mogłoby wojujące
strony pogodzić ? Moim skromnym zdaniem, jedynym lepiszczem może tylko być wiara!
Zatem prawidłowo wyciągasz wnioski z tych dziwnych wydarzeń. A pamiętaj, że religia
jest jak opium i jest jedyną szansą na pojednanie: ludzi i elfów, ludzi i
krasnoludów.
– Właśnie! Panie, wobec tego to musi być jakaś nowa
religia. Wiemy przynajmniej kim jest mesjasz, ale kim jest w takim razie
mściciel? Może on pracują dla Gildii?
– Czemu nie!? – potwierdził przypuszczenia rozmówcy Rodgar.
– Teraz tym bardziej musisz, panie, usłyszeć dalszą część
mojej opowieści. Ta część będzie tyczyła moczarów Palonii. Myślę, – tutaj
zrobił efektowną przerwę i uśmiechnął się do swojego przełożonego. Głos, jaki
wypłynął z jego ust był pełen pochlebstwa i uwielbienia dla wiedzy możnowładcy.
– że ciebie nie zaskoczę tym: jaki
jesteś przewidujący w swojej mądrości.
– No tak, zapomnielibyśmy o tej części twojej opowieści.
Nie możemy się jednak temu dziwić, bo, widzisz mój drogi, twoja relacja tak
mnie zaintrygowała z przesłuchania więźnia, że uleciała mojej uwadze kwestia
zbrojnej wyprawy wojsk Gildii na bagna.
– Panie, to nie mogła być, moim skromnym zdaniem, zwykła
wyprawa zwiadowcza oddziału Gildii na bagna! – podkreślił Maktar.
– Zapowiada się znów ciekawie – rzucił od niechcenia w
stronę podwładnego de Zuuw.
Następnie wypił kolejną porcję gorzałki i przegryzł jej
wstrętny smak, bimbru, udkiem pieczonego kurczaka. Po jego twarzy spłynął obficie
tłuszcz, który skapnął z brody na spodnie możnowładcy. Na materiale zostały
ogromne plamy.
– Nim rozpocznę dalszą relację przedstawię wam, panie, dwa istotne
fakty. Po pierwsze na bagna Palonii wybrał się sam Wieki Szambelan Gildii… – w
tym miejscu nastąpiła celowa pauza w wypowiedzi Maktara. Czekał na reakcję
Rodgara.
– Powiadasz sam szambelan. Uh, nie to faktycznie zapowiada
się ciekawie. Kontynuuj, bo ciekawość mnie zżera, co mogło wydarzyć się dalej!
– A po drugie dowódcą oddziału był kto… !? Sam Ervithar!
– Ha, to nie mogła być faktycznie zwykła wycieczka! –
Rodgar z wrażenia aż klepnął się dłońmi po udach.
– Zapewniam ciebie, że nie była. Wyobraź sobie, iż całość
osłaniały w ariergardzie i awangardzie przesławne gnomy Ervithara a z
powietrza… gryfy.
– Nawet gryfy mieli !? Czy oni szli na wojnę z tym całym
plugastwem bagiennym?
– Sprawa się wyjaśniła dopiero, gdy pochwyciliśmy kilku zbrojnych
z ich oddziału. Pociągnęliśmy ich za
języki. – na samo wspomnienie przesłuchań i torturowania jeńców oblizał się. –
Udało nam się wydobyć trochę dodatkowych informacji. Otóż cała akcja była
ściśle tajna. Nikt poza szambelanem i Ervitharem nie wiedział, po co oraz gdzie
maszerują. Ostatecznie wysłałem za nimi – zresztą ze względu i na gryfy, i na
gnomy. – estrie. Nie uwierzysz panie,
czemu miała służyć ta wyprawa!
– Mów i nie
nadwyrężaj mojej cierpliwości. – sapał z
podniecenia Rodgar.
– Oddział Gildii miał za zadanie spotkać się z bandą
Garetha i przejąć Sinoe. Lecz już na miejscu okazało się, że ktoś bandytów zlikwidował.
Robota profesjonalisty. A po kurduplu nie zostało ani śladu. Zbrojni Gildii
węszyli, szukali. Nawet gryfy cały dzień krążyły nad bagnami. Nic nie znaleźli.
Rankiem następnego dnia wycofali się do Nadal. Ta cała akcja może wskazywać, że
jednak Gildia ma coś wspólnego z ostatnimi wydarzeniami. Ponadto w to wszystko
wmieszała się jakaś trzecia siła… tylko czym ona jest ?
– Coś w tym na pewno jest. I, właśnie, kto załatwił tych
skurwieli, którzy mi tak utrudnili w ostatnim okresie życie !? – po krótkim
namyśle stwierdził. – W sumie kto by to nie był
pomógł nam, że Sinoe nie wpadł w łapy Gildii a zarazem zemścił się w
naszym imieniu. Myślę, że za tym musi kryć się coś więcej. Bo posłuchaj: Gildii
zależy na panującym wszędzie wojennym chaosie. Wtedy czuje się silna a na
salonach dyplomatycznych rozdaje karty. Nie wyklucza to, mimo wszystko, jeszcze
jednego elementu: przepowiedni Hironiusza. Może te dwa elementy należy z sobą
połączyć, ponieważ są w jakiś sposób z sobą powiązane, nieprawdaż? Gildia na
pewno dąży do tego, by na tym zamieszaniu i dezinformacji coś ugrać. Dlatego tak,
jak my interesuje się tym tematem. Chce nas rozgrywać. A ta trzecia siła może
być tą częścią związaną z proroctwem. A o czym wieszczy proroctwo, czy wiesz ?
– Przepowiednia
Hironiusza mówi generalnie o końcu świata. I o tym, że … Panie, ale dajmy już temu
spokój. Sam przecież ukatrupiłeś tego przeklętego wróżbitę. Osobiście go
ściąłeś w Cytadeli. Imperator kazał jego truchło spalić i prochy wypuścić w
cztery strony świata. Większość jego wyznawców zlikwidowaliśmy. Nawet przypuszczaliśmy,
że Gildia miała w tym interes, żeby zniszczyć tych pomyleńców. Wszystkie
dzieci, które według magów imperatora miały nawet szansę stać się przyczyną
upadku Marchii zostały zlikwidowane… – nagle w pół zdania wtrącił się Rodgar.
– Masz rację mój drogi. Zrobiłem wszystko, żeby zniszczyć w
zarodku przyczynę złego samopoczucia Imperatora. Podjąłem wszelkie możliwe
kroki. I co? Sinoe przeżył, i za pierwszym razem, jako niemowlę, i za
powtórnym, gdy Gwardia wyrżnęła w pień jego wioskę. A teraz, jak wiesz naucza.
Wodził nas i nadal wodzi, jak mu się podoba, za nos. Więc logicznym wydaje się
to, że skoro ten kurdupel przeżył to… –
wypił następną szklanicę wódki – Musimy odpowiedzieć sobie na, wydaje mi
się, kilka, w tej sytuacji, pytań : jaką możemy mieć pewność, że wszystkie
dzieci, będące zagrożeniem dla Imperatora, zostały zgładzone? Jaką mamy
pewność, że zaginiony, lata temu, następca Czarnego Pana jednak nie żyje a to
oznacza, że już mu nie zagraża, jako mściciel? Więc czy mamy pewność, że nasze
działania przyniosły zamierzony efekt?
– Nie mamy żadnej
mój panie. – odparł smutno Maktar.
– Właśnie żadnej. I
to mnie przeraża.
Na chwilę Rodgar się zamyślił. Obawiał się jeszcze jednego –
reakcji Imperatora na dalszy brak sukcesów w tej sprawie. Podejrzewał też, że
Czarny Pan nie mówi mu wszystkiego. Ale w całej tej relacji z działań murgra
znalazł również jakieś pozytywne
informacje.
– Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. –
powiedział możnowładca do Maktara.
– To znaczy mój panie?
– Przynajmniej wiemy, gdzie szukać mesjasza i mściciela! Do
roboty więc. Ruszamy o samym brzasku na bagna.
– Tak jest panie – odpowiedział murgr, który był bardzo zadowolony
ze swoich ustaleń.Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/11/rozdzia-ii-krwawa-aznia-nadzieje-wrocia.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz