Prośba do czytelników

Bardzo ważne są dla mnie komentarze. Zatem proszę o nie, by móc poprawić swoją powieść w takim stopniu, żeby było w niej jak najmniej błędów.
Ważne: należy czytać posty w kolejności od najstarszego do najświeższego. Posty mają tworzyć sensowną całość. Przecież jest to powieść.

piątek, 10 października 2014

Prolog

Niegdyś życie w tej krainie płynęło mlekiem i miodem. Było pełne radości, prostoty i nie miało w sobie najmniejszego pierwiastka codziennych trosk. Obywało się bez wojen, strachu, chorób i głodu. A trwało nadzwyczaj długo. Istoty zamieszkujące ten świat, zostały wybrane przez ich boga pośród wielu stworzeń, zamieszkujących również inne, równoległe światy, na jego faworytów. Stworzył je na swój wygląd i swe podobieństwo. Ukochał je ponad wszystko, jak rodzic oczekujący z niecierpliwością na swoje nowo narodzone dziecię. Chciał, im dać w ich doczesnym życiu to wszystko, czego mu nie brakowało w jego wiecznym bycie. Za to zażądał jedynie tego, by wielbione przez niego istoty były mu wierne i nie miały innego boga poza nim samym.
Początkowo tak było. Mieszkańcy tego świata czcili i wychwalali go pod niebiosa. Gdy nadchodził kres ich dostatniego oraz szczęśliwego istnienia odchodzili do swego jedynego boga pełni radości i wiary w to, że tam, gdzie ostatecznie podążają dostąpią jeszcze lepszego, a nade wszystko wiecznego żywota. Wtenczas, gdy rozpoczynali tą ostatnią wędrówkę życia, cała ich wspólnota radowała się, że członek ich rodu dostąpił łaski bożej. Podczas ostatniego namaszczenia wznosili modły w podzięce za to, co dane, im było otrzymać od stwórcy za życia. Wyrazem ich umiłowania a zarazem oddania wobec boga było uniesienie ramion ku niebu. Tym gestem powierzali jego opiece swoje dusze i ciała. Na samo zakończenie uroczystości pogrzebowych intonowali modlitwę o to, by zmarły odszedł  w pokoju, bez żadnych złych przygód do utęsknionego świata i żył u prawicy Stwórcy.
Istoty te wierzyły, że w owej krainie czekały na nie dotychczas nigdzie nieopisane i nigdy niewidziane cuda. Raj ów był tak przecudny, że nie było możliwym go opisać językiem i słowy tych istot. U kresu wędrówki, u wrót niebios witał nowo przybyłych sam bóg. Był wtenczas jak rodzic, który wychodzi na spotkanie długo nie widzianego dziecka, wracającego z niebezpiecznej wędrówki.
Ziemia rodziła dla mieszkańców tego świata bardzo obfite plony. Nie oczekiwała od nich nic w zamian. Nie żałowała, im niczego - ani ziarna ani chmielu ani winorośli. Zwierzyna także rosła i rozmnażała się tak, że spiżarnie były pełne jadła oraz napitku. Wszelakiego dobra było tak wiele, że mieszkańcy tej przeobfitej krainy mogli wieść wygodne i dostatnie życie.
Stworzenia zamieszkujące ten świat były, więc szczęśliwe. Wszystko trwało do czasu. Z upływem lat zapomniały o tym, komu wszystko zawdzięczają; zapomniały, że gdzieś ponad nimi jest ich pan, Stwórca, który, gdy kocha to daje wszystko, ale, gdy jest zazdrosny lub, gdy czuje się zawiedziony, potrafi być mściwy i sadystyczny;  zapomniały, że kiedyś w zamierzchłych czasach, których nikt już nie pamiętał a o których głosiły jedynie klechdy -  na znak przymierza i uznania swego Stwórcy za jedynego pana zostało zasadzone drzewo zwane Drzewem Przymierza;  zapomniały, że w zamian za otaczający ich dostatek oraz życie bez doczesnych trosk mają oddawać cześć i ślepe posłuszeństwo swemu stwórcy, co więcej, ich jedynemu bogu.
Zapomniały, więc o zawartym wieki temu przymierzu. Z czasem stwierdziły, początkowo nieśmiało i cicho szepcąc od ucha do ucha a potem coraz głośniej i otwarcie między sobą dyskutując, że nic nie ma – żadnej siły sprawczej. Ostatecznie brak jakiejkolwiek kary za zdradę tylko umacniał w nich przeświadczenie, że ich stwórca, pomimo przesłanek zawartych w przekazach pisemnych i ustnych nie istnieje, a co gorsza nigdy nie istniał. Wszystko to sprawiało, że ich wiara z pokolenia na pokolenie była coraz słabsza. Wreszcie straciła na jakimkolwiek znaczeniu i przestała istnieć w duszach tych istot. Uznano, że ta cała religia to zapewne tylko jakaś  bujda bądź wymysł wszelkiej maści kapłanów lub czarodziei. W ich mniemaniu, coraz większych sceptyków oraz niedowiarków, ta wiara powstała li tylko po to, by móc całą ich wspólnotę utrzymać w ryzach pod jednym władztwem i po to, by móc ograniczyć do niezbędnego minimum możliwość twórczego i samodzielnego myślenia. Zgodnie z ich przemyśleniami, w odgórnie ustalonym porządku tego świata, o wiele prościej było  utrzymać w ryzach i w zniewoleniu ciemny lud niż światły nie ograniczony gorsetem nakazów religijnych.
  Z tego też powodu owe coraz bardziej zbuntowane istoty nie tylko poczęły omijać świątynie i miejsca modlitw, ale także traktować swoje zobowiązania, wynikające z aktu przymierza względem swojego boga, jako przykre oraz dokuczliwe, by wreszcie o nim całkiem zapomnieć. Znakomita większość z tych stworzeń  nie wychwalała go już pod niebiosa, jak to bywało drzewiej; nie wyciągała już w podzięce ku niemu w umiłowaniu swych rąk. Doszło wręcz do tego, że szukały innych a zarazem, w ich mniemaniu, lepszych bóstw. Zaczęły oddawać, im cześć w nadziei, że to dzięki nim osiągną już za doczesnego żywota swój wyśniony raj i wieczne życie. Bowiem to, co dotychczas miały zapewnione, już, im nie wystarczało. Dążyły jedynie do tego, by mieć tylko więcej i więcej nie bacząc na konsekwencje, jakie mogą je spotkać. Wreszcie odkryły w sobie nowe, nieznane wcześniej uczucia: zachłanności, wyrachowania, chytrości, pożądliwości i nienawiści.
Gdy wydawało się, że już nic nie może bardziej zachwiać wiary w ich jedynego pana, zdarzyła się rzecz dotychczas nie bywała, której nikt do tej pory nie odważył się dokonać. Znalazł się, bowiem nawet taki śmiałek, który rzekł:
–  Nie ma boga! Nie ma i przenigdy nie było. To wszak kłamstwo wmawiane nam od wieków przez tych zakłamanych kapłanów. Więc po cóż nam to karłowate drzewo? Symbol czego? Przymierza z czymś czego nie ma i czego nie powinniśmy się już bać? – Potem długo się nie zastanawiając dodał. – Udowodnię wam, że go nie ma! Dlatego tu i teraz zetnę własnymi rękoma  to drzewo i zobaczycie, że z głowy nie spadnie mi nawet włos. Wpierw, jednak zjem ten zakazany owoc, który dojrzewa na tym karłowatym czymś od zamierzchłych już wieków!
I jak rzekł, tak też uczynił. Podszedł do Drzewa Przymierza. Wprzódy zjadł ten marny i jedyny owoc. A potem je ściął.
I to był już koniec tego idealnego świata – bez wojen, chorób i trosk.
Świat się zmienił. Niektórzy ze świadków późniejszych wydarzeń mówili, że widzieli jeźdźców na karych koniach, którzy w cieniu, z dala od ludzkich sadyb, poruszali się po świecie. Ale tam, gdzie ich widziano, zaczęły się dziać straszne i zarazem dziwne rzeczy.
Świat się zmienił, bo ich bóg pokarał swoje tak wielce umiłowane istoty. Odpowiedzialność za czyny bałwochwalców spoczęła na wszystkich mieszkańcach tego świata. Nie miało tak naprawdę znaczenia to: czy byli nimi ci, którzy zwątpili w jego moc i zniszczyli Drzewo Przymierza; czy też ci, którzy nadal w niego wierzyli i go wychwalali.  Stwórca pokarał całe pokolenia i oddał wszystkie istoty pod rządy bezwzględnego zła.
Istoty, które jeszcze do niedawna nie zaznały ani chorób ani głodu ani bólu, musiały poznać ich gorzki smak. Tak samo poznały, co to smak doli niewolnika tudzież zwierzęcia ofiarnego na ołtarzach nowych i strasznych panów ich świata.
Nie byłoby nadziei w sercach tego ludu, gdyby nie przepowiednia kapłana Hironiusza, później zwanego Wielkim. Mówiła ona o tym, że jest możliwe, by wrócił prawie stary ład. Lecz jest jeden istotny warunek – musiałaby narodzić się istota, pogardzana przez inne byty tego świata,  która swe życie poświęciłaby za swoich prześladowców. Tym czynem odkupując ich grzechy.
Mijały najpierw lata a potem wieki i nic nie wskazywało na to, by ta przepowiednia miała jakąkolwiek szansę się wypełnić. Na całe szczęście, koleje tego świata i przeznaczenie czasami są niezależne od boskich chęci a tym bardziej chęci śmiertelników, którzy są tylko popiołem pośród odmętów czasu i przestrzeni. Los został, bowiem zapisany w Księgach Stworzenia o wiele wcześniej, niż narodziły się bóstwa dobra lub zła. I dlatego czasem wydarzenia następujące po sobie są niezależne od kaprysów bóstw. W takich trudnych chwilach przeznaczenie, jak nić Ariadny, rozpoczyna swój bieg niezależnie od ich woli, by wypełnić to, co zostało zapisane w Księgach Stworzenia. Gdyż ich naczelną zasadą, jaka współtworzy wszelkie reguły współżycia rzeczy materialnych i niematerialnych, jest równowaga pomiędzy bóstwami dobra i zła. Balans, który powoduje, że świat ten, jak i inne równoległe światy trwają takimi, jakimi zostały powołane do życia. A przeznaczenie stoi na straży tego, by zapisy z Księgi Stworzenia wypełniły się we względnej równowadze, by żadna ze stron: dobra lub zła, nie była w stanie hegemoni wobec siebie. Nierównowaga, bowiem doprowadziłaby do końca tego i innych równoległych światów; doprowadziłaby do nicości.
Żaden ze śmiertelników nie znał prawideł rządzących wszechświatem, ale ten stan trwał do czasu. W końcu Hironiusz je odkrył  przy okazji studiów nad przyczynami niedoli bliskiej jego sercu wspólnoty. Pogłębianie  tej przez przypadek poznanej tajemnej wiedzy doprowadziło go do zaskakujących wniosków, które okazały się być kluczem do tajemnicy Księgi Stworzenia. Ku zaskoczeniu kapłana to właśnie on miał stać się ważnym ogniwem w tej układance, musiał, bowiem stworzyć zespół zasad oraz opracować łańcuch następujących po sobie zdarzeń, dających po ich zrealizowaniu nadzieję na to, by mógł powrócić stary ład. Nie dopełnienie w określonym czasie, któregoś z założeń skutkowało porażką i zagładą całego wszechświata.
Ta przepowiednia wywołała olbrzymie poruszenie pośród istot zapomnianego przez ich boga świata.  Potwierdziła jednoznacznie to, że równowaga między silami dobra i zła została zachwiana na rzecz sił ciemności a uczynki oraz zaniechania ich przodków tylko temu procesowi dopomogły. Proroctwo uświadomiło wszystkim to, że gdyby ten stan rzeczy miał trwać dalej doprowadziłby prędzej lub później do ich zagłady.
Już za życia Hironiusza przewaga sił ciemności była tak wielka, że przeraziła wieszcza. W swoim osądzie o sytuacji w jakiej się znajdują stwierdził, że z zagłady świata tylko i wyłącznie może ich uratować ingerencja siły wyższej. Bez tego wsparcia ich starania nie miały szans, by przywrócić równowagę sił dobra i zła. Jedynie, co można było zrobić to należało cierpliwie czekać na pierwszy znak ze strony siły sprawczej, że nadszedł już czas, by wdrożyć w życie jego plan.
To była ich jedyna szansa.
Jak miały pokazać w najbliższej przyszłości kolejno po sobie następujące zdarzenia, Hironiusz miał rację. Przepowiednia zaczęła się wypełniać. Los rozpoczął właśnie walkę o ocalenie wszechświata.

Ciąg dalszy
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/10/znow-pojawi-sie-ten-sen.html

1 komentarz:

  1. No ot zaczynamy... Mam motywację do pracy nad książką i poprawek! Czekam z niecierpliwością na krytykę. Aczkolwiek w Prologu już wiele poprawiłem odnośnie warstwy językowej.

    OdpowiedzUsuń