Niegdyś życie w tej krainie płynęło mlekiem i miodem. Było
pełne radości, prostoty i nie miało w sobie najmniejszego pierwiastka
codziennych trosk. Obywało się bez wojen, strachu, chorób i głodu. A trwało nadzwyczaj
długo. Istoty zamieszkujące ten świat, zostały wybrane przez ich boga pośród
wielu stworzeń, zamieszkujących również inne, równoległe światy, na jego faworytów.
Stworzył je na swój wygląd i swe podobieństwo. Ukochał je ponad wszystko, jak rodzic
oczekujący z niecierpliwością na swoje nowo narodzone dziecię. Chciał, im dać w
ich doczesnym życiu to wszystko, czego mu nie brakowało w jego wiecznym bycie. Za
to zażądał jedynie tego, by wielbione przez niego istoty były mu wierne i nie
miały innego boga poza nim samym.
Początkowo tak było. Mieszkańcy tego świata czcili i wychwalali
go pod niebiosa. Gdy nadchodził kres ich dostatniego oraz szczęśliwego istnienia
odchodzili do swego jedynego boga pełni radości i wiary w to, że tam, gdzie ostatecznie
podążają dostąpią jeszcze lepszego, a nade wszystko wiecznego żywota. Wtenczas,
gdy rozpoczynali tą ostatnią wędrówkę życia, cała ich wspólnota radowała się, że
członek ich rodu dostąpił łaski bożej. Podczas ostatniego namaszczenia wznosili
modły w podzięce za to, co dane, im było otrzymać od stwórcy za życia. Wyrazem
ich umiłowania a zarazem oddania wobec boga było uniesienie ramion ku niebu.
Tym gestem powierzali jego opiece swoje dusze i ciała. Na samo zakończenie
uroczystości pogrzebowych intonowali modlitwę o to, by zmarły odszedł w pokoju, bez żadnych złych przygód do utęsknionego
świata i żył u prawicy Stwórcy.
Istoty te wierzyły, że w owej krainie czekały na nie
dotychczas nigdzie nieopisane i nigdy niewidziane cuda. Raj ów był tak przecudny,
że nie było możliwym go opisać językiem i słowy tych istot. U kresu wędrówki, u wrót niebios witał nowo przybyłych sam bóg. Był wtenczas jak rodzic, który
wychodzi na spotkanie długo nie widzianego dziecka, wracającego z niebezpiecznej
wędrówki.
Ziemia rodziła dla mieszkańców tego świata bardzo obfite
plony. Nie oczekiwała od nich nic w zamian. Nie żałowała, im niczego - ani
ziarna ani chmielu ani winorośli. Zwierzyna także rosła i rozmnażała się tak,
że spiżarnie były pełne jadła oraz napitku. Wszelakiego dobra
było tak wiele, że mieszkańcy tej przeobfitej krainy mogli wieść wygodne i dostatnie
życie.
Stworzenia zamieszkujące ten świat były, więc szczęśliwe. Wszystko trwało do czasu. Z upływem lat zapomniały o tym, komu wszystko
zawdzięczają; zapomniały, że gdzieś ponad nimi jest ich pan, Stwórca, który, gdy
kocha to daje wszystko, ale, gdy jest zazdrosny lub, gdy czuje się zawiedziony, potrafi
być mściwy i sadystyczny; zapomniały, że
kiedyś w zamierzchłych czasach, których nikt już nie pamiętał a o których głosiły
jedynie klechdy - na znak przymierza i
uznania swego Stwórcy za jedynego pana zostało zasadzone drzewo zwane Drzewem
Przymierza; zapomniały, że w zamian za otaczający
ich dostatek oraz życie bez doczesnych trosk mają oddawać cześć i ślepe posłuszeństwo
swemu stwórcy, co więcej, ich jedynemu bogu.
Zapomniały, więc o zawartym wieki temu przymierzu. Z czasem
stwierdziły, początkowo nieśmiało i cicho szepcąc od ucha do ucha a potem coraz
głośniej i otwarcie między sobą dyskutując, że nic nie ma – żadnej siły
sprawczej. Ostatecznie brak jakiejkolwiek kary za zdradę tylko umacniał w nich przeświadczenie, że ich stwórca, pomimo przesłanek zawartych w przekazach
pisemnych i ustnych nie istnieje, a co gorsza nigdy nie istniał. Wszystko to sprawiało, że ich wiara z pokolenia na pokolenie była coraz
słabsza. Wreszcie straciła na jakimkolwiek znaczeniu i przestała istnieć w
duszach tych istot. Uznano, że ta cała religia to zapewne tylko jakaś bujda bądź wymysł wszelkiej maści kapłanów lub
czarodziei. W ich mniemaniu, coraz większych sceptyków oraz niedowiarków, ta
wiara powstała li tylko po to, by móc całą ich wspólnotę utrzymać w ryzach pod
jednym władztwem i po to, by móc ograniczyć do niezbędnego minimum możliwość twórczego
i samodzielnego myślenia. Zgodnie z ich przemyśleniami, w odgórnie ustalonym
porządku tego świata, o wiele prościej było
utrzymać w ryzach i w zniewoleniu ciemny lud niż światły nie ograniczony
gorsetem nakazów religijnych.
Z tego też powodu owe coraz bardziej
zbuntowane istoty nie tylko poczęły omijać świątynie i miejsca modlitw, ale także traktować swoje zobowiązania, wynikające z aktu przymierza względem swojego
boga, jako przykre oraz dokuczliwe, by wreszcie o nim całkiem zapomnieć. Znakomita
większość z tych stworzeń nie wychwalała go już pod niebiosa, jak to bywało drzewiej;
nie wyciągała już w podzięce ku niemu w umiłowaniu swych rąk. Doszło wręcz do
tego, że szukały innych a zarazem, w ich mniemaniu, lepszych bóstw. Zaczęły
oddawać, im cześć w nadziei, że to dzięki nim osiągną już za doczesnego żywota
swój wyśniony raj i wieczne życie. Bowiem to, co dotychczas miały zapewnione,
już, im nie wystarczało. Dążyły jedynie do tego, by mieć tylko więcej i więcej
nie bacząc na konsekwencje, jakie mogą je spotkać. Wreszcie odkryły w sobie
nowe, nieznane wcześniej uczucia: zachłanności, wyrachowania, chytrości,
pożądliwości i nienawiści.
Gdy wydawało się, że już nic nie może bardziej zachwiać
wiary w ich jedynego pana, zdarzyła się rzecz dotychczas nie bywała, której nikt
do tej pory nie odważył się dokonać. Znalazł się, bowiem nawet taki śmiałek,
który rzekł:
– Nie ma boga! Nie ma i przenigdy nie było. To wszak kłamstwo wmawiane nam od
wieków przez tych zakłamanych kapłanów. Więc po cóż nam to karłowate drzewo?
Symbol czego? Przymierza z czymś czego nie ma i czego nie powinniśmy się już bać?
– Potem długo się nie zastanawiając dodał. – Udowodnię wam, że go nie ma!
Dlatego tu i teraz zetnę własnymi rękoma to drzewo i zobaczycie, że z głowy nie spadnie
mi nawet włos. Wpierw, jednak zjem ten zakazany owoc, który dojrzewa na tym
karłowatym czymś od zamierzchłych już wieków!
I jak rzekł, tak też uczynił. Podszedł do Drzewa Przymierza.
Wprzódy zjadł ten marny i jedyny owoc. A potem je ściął.
I to był już koniec tego idealnego świata – bez wojen,
chorób i trosk.
Świat się zmienił. Niektórzy ze świadków
późniejszych wydarzeń mówili, że widzieli jeźdźców na karych koniach, którzy w
cieniu, z dala od ludzkich sadyb, poruszali się po świecie. Ale tam, gdzie
ich widziano, zaczęły się dziać straszne i zarazem dziwne rzeczy.
Świat się zmienił, bo ich bóg pokarał swoje
tak wielce umiłowane istoty. Odpowiedzialność za czyny bałwochwalców spoczęła
na wszystkich mieszkańcach tego świata. Nie miało tak naprawdę znaczenia to:
czy byli nimi ci, którzy zwątpili w jego moc i zniszczyli Drzewo Przymierza; czy
też ci, którzy nadal w niego wierzyli i go wychwalali. Stwórca pokarał całe pokolenia i oddał
wszystkie istoty pod rządy bezwzględnego zła.
Istoty, które jeszcze do niedawna nie zaznały ani chorób ani głodu ani bólu, musiały poznać ich gorzki smak. Tak samo poznały, co to smak doli
niewolnika tudzież zwierzęcia ofiarnego na ołtarzach nowych i strasznych panów ich
świata.
Nie byłoby nadziei w sercach tego ludu, gdyby nie
przepowiednia kapłana Hironiusza, później zwanego Wielkim. Mówiła ona o tym, że
jest możliwe, by wrócił prawie stary ład. Lecz jest jeden istotny warunek –
musiałaby narodzić się istota, pogardzana przez inne byty tego świata, która swe życie poświęciłaby za swoich
prześladowców. Tym czynem odkupując ich grzechy.
Mijały najpierw lata a potem wieki i nic nie wskazywało na
to, by ta przepowiednia miała jakąkolwiek szansę się wypełnić. Na całe
szczęście, koleje tego świata i przeznaczenie czasami są niezależne od boskich
chęci a tym bardziej chęci śmiertelników, którzy są tylko popiołem pośród
odmętów czasu i przestrzeni. Los został, bowiem zapisany w Księgach Stworzenia o
wiele wcześniej, niż narodziły się bóstwa dobra lub zła. I dlatego czasem
wydarzenia następujące po sobie są niezależne od kaprysów bóstw. W takich trudnych
chwilach przeznaczenie, jak nić Ariadny, rozpoczyna swój bieg niezależnie od ich woli,
by wypełnić to, co zostało zapisane w Księgach Stworzenia. Gdyż ich naczelną
zasadą, jaka współtworzy wszelkie reguły współżycia rzeczy materialnych i
niematerialnych, jest równowaga pomiędzy bóstwami dobra i zła. Balans, który
powoduje, że świat ten, jak i inne równoległe światy trwają takimi, jakimi
zostały powołane do życia. A przeznaczenie stoi na straży tego, by zapisy z
Księgi Stworzenia wypełniły się we względnej równowadze, by żadna ze stron:
dobra lub zła, nie była w stanie hegemoni wobec siebie. Nierównowaga, bowiem
doprowadziłaby do końca tego i innych równoległych światów; doprowadziłaby do
nicości.
Żaden ze śmiertelników nie znał prawideł rządzących
wszechświatem, ale ten stan trwał do czasu. W końcu Hironiusz je odkrył przy
okazji studiów nad przyczynami niedoli bliskiej jego sercu wspólnoty. Pogłębianie
tej przez przypadek poznanej tajemnej
wiedzy doprowadziło go do zaskakujących wniosków, które okazały się być kluczem
do tajemnicy Księgi Stworzenia. Ku zaskoczeniu kapłana to właśnie on miał stać
się ważnym ogniwem w tej układance, musiał, bowiem stworzyć zespół zasad oraz
opracować łańcuch następujących po sobie zdarzeń, dających po ich zrealizowaniu
nadzieję na to, by mógł powrócić stary ład. Nie dopełnienie w określonym czasie,
któregoś z założeń skutkowało porażką i zagładą całego wszechświata.
Ta przepowiednia wywołała olbrzymie poruszenie pośród istot zapomnianego przez ich boga świata.
Potwierdziła jednoznacznie to, że równowaga między silami dobra i zła została
zachwiana na rzecz sił ciemności a uczynki oraz zaniechania ich przodków tylko
temu procesowi dopomogły. Proroctwo uświadomiło wszystkim to, że gdyby ten stan
rzeczy miał trwać dalej doprowadziłby prędzej lub później do ich zagłady.
Już za życia Hironiusza przewaga sił ciemności była tak wielka,
że przeraziła wieszcza. W swoim osądzie o sytuacji w jakiej się znajdują
stwierdził, że z zagłady świata tylko i wyłącznie może ich uratować
ingerencja siły wyższej. Bez tego wsparcia ich starania nie miały szans, by
przywrócić równowagę sił dobra i zła. Jedynie, co można było zrobić to należało
cierpliwie czekać na pierwszy znak ze strony siły sprawczej, że nadszedł już
czas, by wdrożyć w życie jego plan.
To była ich jedyna szansa.
Jak miały pokazać w najbliższej przyszłości kolejno po sobie następujące zdarzenia, Hironiusz miał rację. Przepowiednia zaczęła się wypełniać. Los
rozpoczął właśnie walkę o ocalenie wszechświata.
Ciąg dalszy
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/10/znow-pojawi-sie-ten-sen.html
Ciąg dalszy
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/10/znow-pojawi-sie-ten-sen.html
No ot zaczynamy... Mam motywację do pracy nad książką i poprawek! Czekam z niecierpliwością na krytykę. Aczkolwiek w Prologu już wiele poprawiłem odnośnie warstwy językowej.
OdpowiedzUsuń