Rozdział III
Opuszczone Miasto
Cienie istot ciemności ruszyły przed siebie,
W marszu ostatniej wojny,
To potworne zagony przybyły,
By nadzieję tej krainy stłamsić,
Zniszczyć i dać nowe wierne pokolenia,
Dla swojego Czarnego Pana,
To była walka do dhampira ostatniego,
Za losy tego przeklętego świata.
Szli w milczeniu, gęsiego w stronę domniemanego miejsca
przetrzymywania niziołka. Na czele wędrowała Silvie z Darkarem. W trakcie
odpoczynku, po bitwie, chwilę z sobą porozmawiali, stąd Darkar miał możliwość
chociaż trochę poznać Silvie i spróbować jej zaufać. Zawierzenie komuś, nie
poznanemu wcześniej, choćby tylko pobieżnie, w tak trudnej wyprawie, gdzie
każdy musiał liczyć na towarzysza, było istotnym elementem dla
prawdopodobieństwa przeżycia ekspedycji. Samo to, co zielonooka wojowniczka uczyniła
poprzedniej nocy dla bezbronnych uchodźców, dawało dobry prognostyk na
przyszłość. Poświęcenie z jakim dziewczyna walczyła, było bardzo ważne w
przezwyciężeniu pierwszych lodów między nimi. Dzięki wsparciu, jakiego wtedy im
udzieliła, przeżyło przecież, tak wielu cywili. Sam jeden nawet przy swoim
wyszkoleniu nie byłby w stanie samotnie odeprzeć ataku hord tych krwawych
bestii.
Podczas odpoczynku w obozie usłyszał między innymi historię
jej rodziny i wtedy zrozumiał, czemu zażarcie ściga wampiry. Motywy jej
działania stały się dla Darkara przejrzyste oraz uzasadnione. W końcu dowiedział się, co było motorem napędowym dla wojowniczki, a
jej nienawiść i zaciekłość w oczach druha Sinoe zyskały poklask oraz wsparcie z
jego strony.
Zdarzenia z poprzedniej nocy, które miały miejsce w Krwawej
Łaźni, powtórnie, ze zwielokrotnioną siłą, w jego umyśle zrodziły wiele nowych
pytań. Niestety, chociaż bardzo by tego chciał, ale nie znał na nie żadnej
sensownej odpowiedzi. Najmocniej rozważał kwestię koszmarów, jakie miewał od
tak wielu lat. Nie potrafił znaleźć, a może właściwie nie dopuszczał do myśli najprostszego
w sprawie wyprawy na bagna Palonii, wyjaśnienia. Bo czymże jest ten dziwny ciąg przerażających zdarzeń, w
które został wciągnięty, czy wyjaśnienie zaserwowane przez Sinoe mogły to
jednoznacznie potwierdzać. Stwierdził, że
układanka, w jaką został chcąc, nie chcąc wciągnięty, miała tylko wtedy sens,
gdy została zaplanowana przez siły wyższe, żeby jednak potwierdzić swoje
przypuszczenia musiał udać się za wszelką cenę do Kayamak. To właśnie tam
spodziewał się odnaleźć ostateczne rozwiązanie dla swojej wątpliwości, a jedyną osobą, która mogła go zaprowadzić, w to osobliwe miejsce, był
niziołek. Potrzebował, więc wojowniczki oraz musiał, chociaż trochę, jej
zaufać, a ona potrzebowała jego, by wreszcie rozwiązać zagadkę zniknięcie ojca
sprzed wielu lat. Dlatego wspólnie postanowili odbyć wyprawę do Opuszczonego
Miasta.
Wyruszyli zgodnie z planem, czyli o zmierzchu. Oprócz
Silvie, a także Darkara w wyprawie uczestniczyli wszyscy członkowie komanda,
którzy mieli szczęście i przeżyli oraz byli zdolni do walki. Pozostali, to
znaczy ranni, zostali zapakowani na wozy. Patron uchodźców z Pomezanii
zobowiązał się, że ich bezpiecznie przewiezie do Cesarstwa Elfów.
Nagle Silvie dała znak ręką, wszyscy stanęli. Darkar
zbliżył się do wojowniczki.
– Jesteśmy na obrzeżach Opuszczonego Miasta. Zgodnie z
zapiskami z pamiętnika ojca, miejsce do którego dotarliśmy nazywa się
cmentarzyskiem. – rzekła szeptem Silvie. Na uchu poczuł ciepły oddech. Na pewno
było to dla niego miłe doświadczenie.
Towarzysz Sinoe spojrzał przed siebie. W rozbłyskach
piorunów sunących z nieba ku ziemi, zobaczył coś, co mogło się kojarzyć wymownie
z tą nazwą. Przed nimi rysowała się równinna przestrzeń, na której było nadto
różnego rodzaju małych i dużych budowli, pieczar oraz mauzoleów. Nagromadzenie
w jednym miejscu tych wszystkich brył przypominało, autentycznie, Darkarowi
cmentarz. Ale nie mógł być pewien, czy nim jest faktycznie. Potoczna nazwa była
współmierna do obrazu, jaki tutaj, na skraju Opuszczonego Miasta, zastali. Pośród
kanciastych brył, na tle błyskającego gromami nieba, wiła się kręta ścieżka,
prowadząca w kierunku olbrzymiej piramidy schodkowej.
Darkar ujrzał ją w oddali, poza równiną grobowców. Wydawało
mu się, a przecież nocą mógł się mylić, jakieś kilka stajań od skraju lasu,
gdzie stali. Wznosiła się ona majestatycznie ku niebu, zwężając się u samego szczytu.
Piramida była zbudowana, prawdopodobnie na planie kwadratu. Na samą górę
prowadziły olbrzymie schody. Na wierzchołku znajdowała się platforma, a na niej
była posadowiona, jakby olbrzymia świątynia.
Zgodnie z tym, czego się dowiedział od Silvie w Krwawej
Łaźni, musieli dotrzeć do olbrzymiej budowli, wspiąć się po spadzistych schodach
na taras i tam zagłębić się do wnętrza świątyni. Wojowniczka przewidywała, a
nie była tego pewna, przecież bazowała na notatkach ojca, że to właśnie tam
miało znajdować się wejście do królestwa wampirów, gdzie powinni odnaleźć Sinoe.
Cały teren na błonach Opuszczonego Miasta był zarośnięty
niskopienną roślinnością. Widać było, że dawno tutaj nikt nie mieszkał. Miejsce
sprawiało wrażenie upiornego, a zarazem koszmarnego i apokaliptycznego. Wyglądało
na całkowicie wymarłe. Zastanawiał się, czy przypadkiem, gdy wejdą do jakiejś
kamienicy nie zobaczą na stołach jeszcze gorącej strawy, stąd przypuszczał
wzięła się nazwa tego prastarego grodu.