***
Pomimo tak smutnej opowieści o losach krainy, którą byli
zmuszeni opuścić, wszyscy, zgromadzeni na tej wieczerzy, z optymizmem
spoglądali na swoją przyszłość. Stwierdzali, jak jeden mąż, że ponure czasy,
jakich mieli wątpliwą przyjemność zakosztować, są już dla nich tylko daleką, nic
nie znaczącą przeszłością, pozostawioną w odległej, rodzinnej wiosce. A
przecież ją porzucili zupełnie wymarłą, tak jak i ponure wydarzenia, jakich
zaznali.
Podczas wędrówki spotkało ich wiele niebezpieczeństw. Mimo tych wielu niespotykanych zdarzeń,
przeżywanego każdej nocy zwierzęcego strachu przed zagładą z rąk, kłów a może
pazurów wielu bestii czających się w ciemności trzęsawiska, byli zadowoleni.
Bowiem w ich przekonaniu to tutaj mieli, co mogło wydawać się nieprawdopodobne,
większe szanse na przetrwanie niż w Pomezanii. Tym bardziej, że do celu podróży
pozostało im tak nie wiele, bo dwa dni drogi.
Niestety, kiedy wypowiadali słowa pełne wiary w powodzenie
swojej misji nie mogli przewidzieć tego co się wkrótce wydarzy. Nie znali
splotu wypadków, które w ciągu kilku najbliższych godzin niechybnie nastąpią. Nie
mogli przecież wiedzieć, że są tylko nic nie znaczącym pionkiem na szachownicy
losów tego świata a ich życie jest zależne od kaprysów bóstw. Żadne z nich,
nawet Sinoe i Darkar, nie domyślali się, że to miejsce wybrane przez uchodźców
na obóz, jest miejscem nad wyraz złym oraz przeklętym, nawet, jak na
przerażającą sławę bagien Palonii. Polana pośród lasu była pułapką w jaką
zostali zwabieni uchodźcy. Była to okolica nadzwyczajnie wyjątkowa w złego
słowa znaczeniu.
Ci, którzy przemycali przez trzęsawiska wszelką kontrabandę
znakomicie znali to miejsce i mieli wpojone, by omijać je szerokim łukiem, bo
ci którzy tego nie uczynili utracili życie w sposób wyjątkowo okrutny.
Żaden ze szmuglerów, znawców bagien, nawet gdyby im
zaproponować największe skarby tego świata, nie przenocowałby na tej polanie. Taka
możliwość zostałaby wykluczona natychmiast. Natomiast wszystkim autochtonom z
okolicznych wsi, graniczących z moczarami, były znane znakomicie opowieści o
śmiałkach, którzy próbowali przetrwać jedną noc w tej części bagien. Do tej
pory ta sztuka przetrwania nie udała się nikomu. Stąd polanę miejscowi nazwali
– Krwawą Łaźnią.
Cóż, uczestnicy wieczerzy nie mieli pojęcia o złej sławie
tego miejsca. Biesiada trwała na dobre a tuż za spiętymi łańcuchami wozami
taborowymi, w ciemności czaił się
pierwotny a zarazem bezwzględny łowca; czaiło się zło w swojej czystej postaci.
Zło, które napawało się zwierzęcym strachem istot światła, bawiło się okrutnie swoimi
ofiarami, uwielbiało zabijać, torturować, ssać do ostatniej kropli krwi; zło,
które zakradało się do swojej ofiary znienacka a najlepiej w czasie głębokiego snu.
Tą rzeź musiał, na życzenie Imperatora, przeżyć tylko Sinoe
i Darkar. Owe istoty miały zostać pochwycone podczas ataku przez samo zło. Reszta
mogła zginąć: kobiety, czy też dzieci. Ich życie nie miało znaczenia dla nikogo.
Wieczerza zapowiadała się syta a czas nieubłaganie płynął godzina po godzinie.Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/11/vin-healsingpasjonat-w-dziedzinie-badan.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz