Prośba do czytelników

Bardzo ważne są dla mnie komentarze. Zatem proszę o nie, by móc poprawić swoją powieść w takim stopniu, żeby było w niej jak najmniej błędów.
Ważne: należy czytać posty w kolejności od najstarszego do najświeższego. Posty mają tworzyć sensowną całość. Przecież jest to powieść.

wtorek, 4 listopada 2014

***

Darkar wraz z Sinoe zbliżali się do północnej części bagien. Według obliczeń podróżników dotarcie do pasa namorzyn powinno im zabrać jeszcze z dwa, maksymalnie trzy dni drogi. Niestety, by móc w miarę możliwości bezpiecznie minąć Samodzielne Terytorium Pomezanii, co istotne zwłaszcza dla niziołka – poszukiwanego przez wywiad Czarnego Pana, wspieranej w ochronie granic przez „sojusznicze” resorty siłowe zaprzyjaźnionej Marchii, musieli się udać na przemytniczy szlak. Zostali zmuszeni swoją sytuacją do wędrówki nim, żeby móc dotrzeć bez niepotrzebnych przygód do Kayamak. Wiódł on wśród bujnej roślinności ziemno – wodnej charakterystycznej dla terenów północnych bagien Palonii. Trasę tworzyła droga, łącząca z jednej strony Cesarstwo Elfów Królewskich, która wiła się niemiłosiernie przez moczary, następnie przez Samodzielne Terytorium Pomezanii ( w zasadzie ta kraina była całkowicie zależna od woli imperatora) aż kończyła swój bieg w Marchii. Dzięki niej zamknięta Marchia na przybyszów a także na towary z zagranicy stawała otworem dla śmiałków, którzy pokonali cało i zdrowo tą szmuglerską trasę.
Jednak, by skorzystać z niej z powodzeniem, należało bardzo dobrze znać wszelkie niebezpieczeństwa czyhające po drodze na śmiałków. Mimo tych zagrożeń wielu podejmowało się tak ryzykownej wyprawy dla materialnego zysku. Bez liku awanturników poginęło w namorzynach. Całe mnóstwo innych nigdy nie wróciło w rodzinne strony, zapełniając obozy resocjalizacyjne w Marchii. Ale tym niewielu, którym się udało przemycić kontrabandę, majątek bardzo szybko wzrósł. Dlatego ich zdaniem gra była warta świeczki.
Sinoe miał serdecznie dość tej wędrówki. Teren był nieprzychylny i pełen pułapek. Wokół kręciło się wiele niebezpiecznych zwierząt: nie wspominając o olbrzymich pijawkach, których co wieczór Darkar cierpliwie swoimi miksturami pozbywał się z pogryzionych członków; nie mówiąc już o ogromnych pająkach, które co chwila ze swoich nor próbowały pochwycić to jednego to drugiego z wędrowców. Lecz doświadczenie zbrojnego pomagało im wyjść cało z każdej dotychczas przydarzającej się opresji.
I tak żmudna eskapada mijała dzień po dniu. Wieczorami niziołek był na tyle padnięty ze zmęczenia, że natychmiast zasypiał. Zazwyczaj spali na leżu uszykowanym dla ich własnego bezpieczeństwa pośród gałęzi drzew. Wszystkie przeżycia, jakie ich spotkały powodowały, że nie mieli ani sił, ani ochoty na zbyt częste pogawędki przy płonącym ognisku. Sinoe, jako osoba z usposobienia towarzyska,  czuł się coraz bardziej samotny a to wpływało na jego samopoczucie. Doznawał z dnia na dzień nasilającej się depresji. Miał wewnętrzną potrzebę, by ciągle coś pleść a nie bardzo miał z kim poplotkować. Darkar był osobą o charakterze skrytym i małomównym. Więc tego nie rozumiał. Wojownik wręcz wielokrotnie powtarzał, że nawet baba tyle nie gada ile plecie niziołek. Po prostu taki już był. Tak więc Sinoe doświadczał kompletnego wyalienowania w tej niezbyt komfortowej dla niego, ale i całkowicie nowej sytuacji. Coraz bardziej uświadamiał sobie, że na gwałt potrzebuje kontaktu z innymi istotami, bo inaczej zwariuje.
Pewnego jednak dnia coś się zmieniło w ich tułaczce.
Na skraju duktu leśnego zobaczyli zaskakujący, jak na moczary widok. Jakaś stara kobieta, babinka, odganiała się kosturem gwałtownie od atakującego ją wilka. Dzikie zwierzę ganiało, jak wściekłe wokół niej i raz za razem próbowało ją dopaść z każdej możliwej strony. Nie miało jednak szczęścia i babcia lała je po grzbiecie swoją laską. Wilk w wyniku otrzymanych ciosów od kija babci szczerzył wściekle ostre kły, by po chwili próbować kobiecinę podejść to z lewa, to z prawa. Ale wysiłki bestii na niewiele się zdawały. Babcia, jak ta dzierlatka, przepędzała skutecznie od siebie groźne zwierzę.
– A poszedł ty, a kyś! – krzyczała zdenerwowana.
Wilk jednak był uparty.
– Poczekaj ! – Darkar chwycił niziołka za kołnierz. Ten już bez zastanowienia chciał biec na pomoc. –  Nie pamiętasz, że jesteś na bagnach Palonii i ściga nas Gildia, a nie wykluczam też Imperatora. A czy pewny jesteś tego, co widzisz przed nami? A może to jakieś zwidy, które mają nas wciągnąć w pułapkę?
– Daj spokój nie widzisz, że babinę chce jakaś bestia pożreć! –  odpowiedział wzburzony Sinoe. – Trzeba przecież pomóc babci. Darkarze to nasz święty obowiązek. Jeśli ty nie chcesz owej kobieciny poratować w biedzie to jestem zmuszony to uczynić za ciebie. – niziołek wypowiadając swoje buńczuczne słowa wyprostował się i zrobił groźną minę.
– Ale pamiętaj ostrzegałem ciebie. – odfuknął mu zbrojny klnąc przy tym na czym świat stoi.
Darkar, mając świadomość, że nie może swojego towarzysza podróży narażać na tak duże niebezpieczeństwo w starciu z wilkiem, niespiesznie wysunął się zza krzaków. Gdy agresywne zwierzę zobaczyło wojownika tylko bardziej najeżyło sierść na karku, groźniej i głośniej zawarczało. Obrońca babci spojrzał się dziko w ślepia wilka, pokazał swoje zęby i zawarczał, jak mają to w zwyczaju przedstawiciele gatunku napastliwej bestii. Zwierzę ostrożnie zawróciło i znikło w okolicznych kniejach. Kobiecina została uratowana.
– O, dziękuję ci przemiły panie. Oj, stareńka ci dziękuje za łaskę. Oj, stareńka jeszcze trochę pożyje, dzięki tak przepięknemu młodzieńcowi. – zasepleniła bezzębnymi dziąsłami uratowana wieśniaczka.
Darkar nie był pewien, ale zobaczył w oczach starej wiedźmy – kto inny, by lazł na bagna Palonii bez strachu? – dziwny błysk. Nie było to spojrzenie osoby na krańcu ścieżki swojego życia, tuż przed śmiercią. Raczej przysiągłby, że ujrzał niepohamowaną rządzę mordu oraz brak litości i empatii.  Przeszły go ciarki po grzbiecie. Kiedy miał coś odpowiedzieć z krzaków wyskoczył biegiem niziołek z krzykiem na ustach.
– Babciu… – dyszał po przebiegnięciu kilkunastu kroków. – Nic ci nie jest? Cała ty i zdrowa? Pomocy jakieś wam trzeba? – Sinoe na chwilę przystanął i się pochylił do przodu, żeby złapać oraz wyrównać chrapliwy oddech. Gdy to mu się udało zarzucił kobiecinę setką pytań, nim ta zdążyła otworzyć swoje usta.
– A… – zająknęła się stareńka. –  Przydałaby się pomoc tak mężnych młodzieńców… Ale starej babci jest głupio znów o przysługę, mały panie, prosić. Młodzieńcy tak wiele dla babci zrobili. Nie śmie babcia o więcej łaski prosić. – załkała biedna staruszka a z jej oczu spłynęły łzy, jak grochy.
– Babciu mówcie, nie wstydźcie się. Jak możemy pomóc to wszak pomożemy – wyrwał się z obietnicami powtórnie Sinoe.
– A byście mogli podprowadzić babcię do jej domku. Babcia z wami zapewne  bezpieczna dotrze. – niepewnie zagadnęła towarzyszy podróży.
– A daleko to? – zapytał się Darkar.
– A niedaleko mój drogi. Tylko pół dnia drogi od tego miejsca. Troszkę na południe i wschód.
– Tak babciu, zaprowadzimy ciebie do domku. Tam  na pewno będziesz bezpieczna. – szybko odrzekł Sinoe nie konsultując się z wojownikiem.
Darkar chwycił za ramię niziołka i pociągnął go za sobą na bok.
– Sinoe nie podoba mi się ta babcia. Skąd taka stara jędza nagle znalazła się tutaj pośrodku moczarów? Nawet pomijając tę moją wątpliwość, to i tak zmierzamy w kompletnie odwrotnym kierunku. Nie wspominając już o małym problemie, który jednak nas w tej chwili dotyka, że ściga nas, i Gildia, i Marchia. Czas nas zatem bardzo mocno nagli. Nie widzę więc innej dla nas możliwości, jak z tego miejsca bezpośrednio, bez zbędnych wycieczek ruszyć do Kayamak. Zgodnie, Sinoe, z wcześniejszym planem!
– Darkarze, ale ja już tak nie mogę. Ciągle tylko byśmy się przedzierali, poruszali, brodzili. A ja chcę, nie ja wręcz muszę, chociaż ten jeden dzień odpocząć od tych  przeklętych bagien. Przespać się choćby w chałupie na polepie. A nie znów na gałęzi, przywiązany sznurem do pnia drzewa. Chcę w końcu z kimś troszeczkę pogadać. Zgódź się. Proszę. Inaczej umrę tu i teraz! – załkał niziołek. Spojrzał się na Darkara swoimi oczami, gdzie miał wypisane: proszę, wielkimi, krzyczącymi literami.
Darkar, cóż miał począć, spojrzał się tylko na babę, która już widząc co może się święcić zaczęła głośno jęczeć i nie pozwoliła zbrojnemu dojść do głosu.
– Panoczku, zaprowadźcie starą babcię do jej domku. Babcia herbatki przygotuje. Posili wędrowców. Przenocuje na sianie w stodole. Proszę ciebie piękny panie.
„ W sumie, co może nam zrobić taka stara baba? Ja też z jedną noc bym odpoczął od tej ciężkiej wędrówki przez bagna. No i poza tym te proszące oczy Sinoe. Może wreszcie poczuje się lepiej ? Dobra niech tak będzie.” – pomyślał wojownik.
– Prowadź kobieto –  krzyknął, ku nieukrywanej radości Sinoe, Darkar.

Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/11/w-zasadzie-gdy-tylko-zaszo-sonce-za.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz