Rozdział II
Krwawa Łaźnia
Nadzieje wróciła blaskiem na niebie,
Dwie istoty gnane chmarami istot ciemności,
W drogę nieznaną ruszyły przed siebie,
Tam, gdzieś
daleko niewiadoma czeka,
A naród chwilą zatrwożony,
Przez wieszczów uprzedzony o mesjaszu swym,
Czeka aż mściciel chwyci żeleźce,
I pomści katorgę niewoli pod zarządem imperium,
Złej krainy koniec ogłosi na zwołaniu
Wśród wszelkich ras istot światła.
Sinoe wraz Darkarem przedzierali się przez moczary od kilku
dobrych dób. Ten okres niebezpiecznej wędrówki przez bagna płynął im nader
szybko, dni nie różniły się niczym od siebie, całkowicie stracili rachubę
czasu. Wieczorami przed snem zastanawiali się dosyć często ile to już nocy
spędzili w tej krainie od momentu opuszczenia wyspy. Jednak nigdy nie byli
pewni odpowiedzi na to pytanie.
Sinoe w pierwszej chwili, po zejściu z drzewa, nie był w
stanie wybaczyć Darkarowi, że kazał mu się wymazać gównem. Jak się później okazało
sposób maskowania zapachu był nad wyraz skuteczny. Argumentacja wojownika w
rozmowach z niziołkiem o efektywności kamuflowania się, bardzo
rozpowszechnionej metody pośród myśliwych oraz zbrojnych, w zderzeniu z
odczuciami sceptycznie nastawionego do tej części wiedzy z łowiectwa – małego
człowieczka, nie przekonywała go. Nawet nie chciał zaakceptować informacji, że
tajne bractwa zalecały do użycia ten system ukrywania woni, jako
najskuteczniejszy. Natomiast odór był koniecznością i należało się z tym
pogodzić.
Innym problemem, jaki pomiędzy nimi zaiskrzył, była kwestia
załatwiania potrzeb fizjologicznych podczas długotrwałego pobytu na drzewie.
Sinoe, zmuszony sytuacją, musiał się wypróżnić w swoje portki, co mu się nie
spodobało. Ponadto czuł się zawstydzony taką niezbyt przyjemną sytuacją. Tym
bardziej, że potem spędził ponad dobę przywiązany do pnia drzewa. Niziołek był
śmiertelnie obrażony a żadne ważkie argumenty w tej materii z doświadczenia
wojownika nie pomogły zażegnać konfliktu oraz złości pomiędzy towarzyszami
podróży.
Całe napięcie, jakie narosło między nimi od ich pobytu na wyspie a
także co dzień odczuwalna nerwowość ze strony Sinoe wygasała zazwyczaj wieczorami. Wtedy
przerażony niziołek wsłuchiwał się w tętno lasu i nocny brutalny świat
moczarów. Dobiegały ich przerażające odgłosy z każdej strony. Darkar wówczas żartował
z jego nadpobudliwych reakcji. Zwłaszcza jego wielkie, wytrzeszczone ze strachu
oczy doprowadzały go do łez.
Po długim czasie, pewnego wieczoru, gdy siedzieli przy
rozpalonym ognisku, Sinoe wreszcie zdobył się na to, by puścić płazem
wojownikowi jego przewiny z ostatnich dni. Pomimo rozgrzeszenia, jakie otrzymał
Darkar, niziołek nadal upierał się przy swoim stanowisku, że na wyspie jego
godność osobista tak czy inaczej została pogwałcona.
– Dziękuję ci Darkarze za to, że, prawdopodobnie, uratowałeś
mi życie. Ale mniemam, iż były inne możliwości… – zagadnął ni z tego ni z owego
wojownika niziołek. Przy tym spojrzał się głęboko w jego oczy i nieustępliwie
czekał na reakcje towarzysza podróży. Czekając na odpowiedź krótkim kijaszkiem
grzebał w piachu.
– W końcu to usłyszałem. – odezwał się Darkar. Wpatrując
się intensywnie w to, co robi Sinoe. – Ale lepiej późno niż wcale zrozumieć, że
nie ma się racji. Wiesz co, nie gniewam się w ogóle na ciebie. Każde z nas ma
kiedyś jakiś pierwszy raz w czymś, co musi uczynić, chociaż tego nie chce.
Wyobraź sobie, że gdy ja kiedyś musiałem się nasmarować łajnem, a to też był
mój pierwszy raz, zareagowałem podobnie, jak ty. Z czasem nauczyłem się
akceptować to, co konieczne dla przetrwania. Nie masz wpływu na pewne rzeczy i
musisz je zrobić, by przeżyć. Tak mnie szkolono. W końcu zrozumiałem tę zasadę.
Wybierasz strategię przetrwania i tyle.
– Skoro mowa o strategii to, proszę, powiedz mi, dokąd
zmierzamy? – ręka, którą grzebał patykiem w piachu w niezdecydowaniu stanęła
bezruchu, jakby czekała na dobre wieści z ust Darkara.
– Tego nie wiem. Dla mnie misja się skończyła. Musiałem przybyć
na bagna. Liczyło się tylko jedno, by poznać końcówkę majaku sennego. Nic
więcej. Nie miałem żadnych planów na przyszłość w swoim życiu z prostej
przyczyny, nie wiedziałem czy z tych trzęsawisk wrócę. Musiałem zmierzyć się ze
swoim lękiem. Zmierzyłem się ze swoją marą i to wszystko. Po prostu
zrealizowałem swój cel.
– Pewny jesteś, że tylko tego dotyczył twój sen? Czy aby na
pewno miałeś za zadanie pokonać swój wewnętrzny strach? Czy jednak nie wydaje
ci się, iż przybyłeś na tą wyspę, by uratować mnie? – niziołek wstał z konaru,
na którym siedział. Wypowiadając kilka owych pytań intensywnie gestykulował
rękoma. Pieklił się nie na żarty. W końcu opadł bez sił na siedzisko.
– A cóż więcej twoim zdaniem miałem do zrobienia, tam na
wyspie? – nie dawał za wygraną zbrojny. – Moim zdaniem: tylko przypadek
sprawił, iż spotkałem ciebie. Zarżnąłem bandytów. Może bogowie ich pokarali za
te wszystkie niecne czyny, których zapewne się dopuścili? Sam nie wiem, co o
tym wszystkim myśleć. Ot, zwykły przypadek.
– A nie dziwi ciebie przypadkiem to, że, jak już wiesz,
Imperator i Gildia mnie poszukują. A tu nagle na środku sceny, pomiędzy tymi
wielkimi graczami, pojawiasz się ty! Mistrz szabli i zabijania. Nawet trafiasz
w odpowiednią porę i czas, by wmieszać się w tą okrutną kabałę. – nie dawał za wygrana Sinoe.
– Jaki tam mistrz… Wychowany w boju, zwykły żołnierz.
– Darkarze, ja widziałem żołnierzy, tych, jak mawiasz
zwykłych. – zaoponował niziołek. Przy tym niemiłosiernie wykrzywił swoje usta i
zmarszczył charakterystycznie swój wielki nos. – Bandyci z szajki Garetha
wywodzili się z weteranów a co ty z nimi zrobiłeś – zrobił krótką pauzę dla
podkreślenia wagi swoich słów. – zmasakrowałeś ich. Tamta walka trwała
niezmiernie krótko a musisz wiedzieć, że oni nie byli z pierwszej łapanki pośród
szumowin z Nadal. Widziałem też wojów Gildii choćby wtedy, gdy siedzieliśmy na
tym nieszczęsnym drzewie. Lecz ty nie jesteś do nich w żaden sposób podobny.
Obserwuję ciebie uważnie od momentu opuszczenia tej przeklętej wyspy i widzę,
jak się poruszasz: tak lekko i widzę, jak się zachowujesz: masz wyuczone
schematy latami treningów! Ty nie jesteś zwykłym, zafajdanym, skacowanym tanim
winem żołdakiem. Jesteś kimś więcej. Dlatego z całą pewnością czekałem na ciebie
przykuty do drzewa. A twój koszmar był początkiem twojej prawdziwej misji, jaką
masz do wykonania.
– A co ty o mnie możesz wiedzieć, mały człowieczku?
– A powinienem coś jeszcze wiedzieć? Jeśli tak, to proszę
mów. Czekam.
– Sinoe ja ciebie nie znam. Nie wiem kim ty w ogóle jesteś.
Mam ci teraz zacząć się zwierzać? Pomyślałeś o tym, że może chcę mieć w końcu
święty spokój w swoim życiu.
Zapadła niezręczna cisza pomiędzy towarzyszami wędrówki.
Sinoe odwrócił wzrok od Darkara i zaczął patykiem intensywnie grzebać w
ognisku. Iskry z przewracanych bierwion poleciały jasnym, żółtawym światłem ku
niebu. W oddali można było tylko usłyszeć odgłosy nocy: wrzaski i piski oraz
szum drzew. Wreszcie niziołek wstał i podszedł blisko zbrojnego, by widzieć
jego oczy.
– Wiem o twoim życiu więcej niż tobie się wydaje. Mogę ci
pomóc, wystarczy tylko, że się otworzysz, że będziesz tego chciał. Znam pewne
miejsce, gdzie otrzymasz odpowiedzi na wiele nurtujących cię pytań. A jestem pewien,
że masz ich wiele. Dotychczas w swoim życiu nie otrzymałeś żadnych odpowiedzi. Czy
chcesz je wreszcie poznać?
– Może i bym chciał. Jednak pamiętaj Sinoe: żadna wasza
polityka mnie nie interesuje! Natomiast po tym, czego doświadczyłem na wyspie,
widać jednoznacznie, że nią śmierdzi na kilometr. – zaperzył się nie na żarty
wojownik.
– W tych czasach nie da rady od niej uciec. Nawet ty nie
jesteś w stanie temu podołać. Gdzie chcesz zbiec? Na bagna Palonii? Też tam ciebie
z całą pewnością dogna. Wierz mi. Wiem, co ci mówię. Mam w tym doświadczenie.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Od lat jej unikałem a jednak
mnie dopadła pieprzona racja stanu. Czy to nie tak się przypadkiem nazywa?
– Ja mówiąc o polityce, myślę o przyszłości wszystkich ras naszego
świata. Jeśli czegoś teraz nie zrobimy, to będziemy winni zagłady wszystkiego
wokół nas. Musisz znać okrutną prawdę: niesiemy olbrzymie brzemię
odpowiedzialności na naszych plecach.
– O czym ty pleciesz? – wykrzyczał już na dobre rozgniewany
Darkar. – Mam ratować świat przed kim? Wiedz o tym, że już w swoim życiu go zbawiałem.
Realizowałem cele geopolityczne dla tych, których na moje usługi było stać. I
co? I nic. Nic się nie zmieniło. Nowi dorwali się do koryta. Co mam zrobić
twoim zdaniem, wyrżnąć wszystkich? Raczej nie dam rady! Ja już nie chcę
zabijać. Inni niech to robią dla idei lub kasy.
– Ale ja nie mówię tobie o mordach politycznych. Pragnę,
byś zrozumiał, że jeśli nic nie zrobimy razem, ty i ja, to nie będzie już nic.
Pustka. Namawiam ciebie do tego, byś spojrzał w głąb siebie. Próbował poczuć to,
czego być może w tej chwili nie postrzegasz ani nie pojmujesz. Pozwól mi siebie
zaprowadzić tam, gdzie siebie na nowo odkryjesz. – przekonywał Darkara
niziołek. Wojownik kręcił szablą opartą o ziemię obroty. Nie odpowiadał.
Ognisko upiornie oświetlało ich twarze. W końcu zbrojny niepewnie rzekł.
– Następny, który chce mnie wykorzystać. Nie omamisz mnie
Sinoe. Nie ma na to szans. Nie dasz rady. Wyprowadzę ciebie z tych bagien i
każde z nas radzi sobie samodzielnie.
– Powiedziałeś, że nie wytyczyłeś sobie dalszej drogi. Cóż
tobie za różnica: czy pójdziesz ze mną, czy gdziekolwiek indziej. Ryzykując i
podążając ze mną dasz sobie wreszcie szansę wyboru. Musisz pamiętać jednak, iż
twój wybór dotyczy nie tylko ciebie, ale wszystkich istot i światów równoległych.
Twoja decyzja będzie miała niebagatelny wpływ na nie: to ich być albo nie być.
Wiedz o tym.
– To jest jedyny argument, który do mnie trafia. Pójdę z
tobą tam, gdzie odnajdę odpowiedzi. Jeśli mnie będziesz próbował wykorzystać
zginiesz. Własnoręcznie ciebie zabiję. Czy jesteś gotów na taki układ?
– Oczywiście. Stoi. Nie jesteś ciekaw gdzie podążamy?
– Zatem gdzie?
– Kayamak.
– Tego miejsca nie ma. Gildia szukała tego miasta. I nic
nie odnalazła.
– Wierz mi istnieje. Zaprowadzę tam ciebie. Ono czeka na
ciebie.
Sinoe ciężko usiadł na konarze. Ognisko prawie wygasło.
Odechciało mu się wszystkiego. Czuł się potwornie zmęczony tą rozmową. Ale był
szczęśliwy, bo osiągnął swój cel.Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/11/z-pamietnikawielkiego-mistrza-gildii.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz