***
Zaczęło świtać. Mgła powoli zanikała na bagnach, a wraz z
nią z nią ostatnie wampiry, które zdołały przeżyć tą wielką potyczkę. Na ziemi
pokotem leżały zwłoki istot światła przemieszane z krwiopijcami wszelkiej
maści. Ziemia nasiąkła krwią okrutnie. Ci którzy przeżyli ten nocny atak,
brodzili po kostki w błocie, tak mocno grunt nasiąkł posoką.
Dhampiry kończyły swoją powinność, kręcąc się po
pobojowisku i odcinając wszystkim zwłokom głowy. Nie miało znaczenia czyje to
było truchło czy uchodźców czy też bestii. Nie mogli pozwolić, by któraś z
pokąsanych istot nagle ożyła i rozpoczęła ku zaskoczeniu tu obecnych polowanie.
Całemu zamieszaniu o świtaniu przyglądał się Darkar.
Walczył z wampirami, wspierając członków komanda swoimi umiejętnościami, przez
całą noc. Jego ubranie i zbroja były zupełnie okrwawione. Czuł się potwornie
wyczerpany całonocną walką, nie miał na nic ochoty ani sił. Lecz jedna rzecz go
cieszyła, zdołał uratować wiele istnień, a to było niezmiernie ważne. Bronił
uciekinierów z Pomezanii za darmo, ale nie miało to dla niego znaczenia. Ważne,
że był szczęśliwy. Musiał się przyznać do tego, że jeszcze nigdy nie miał w
swoim awanturniczym życiu tak wyczerpującej potyczki.
Wreszcie dotarł do wozu, na którym zostawił Sinoe.
– Sinoe śpiochu wstawaj– półżartem rzucił, zmęczonym głosem
Darkar. – Sinoe!
Nikt mu jednak nie odpowiedział.
Darkar nie namyślając się długo wdrapał się na wóz i zaczął
przeszukiwać siano. Nie odnalazł nikogo.
Sinoe znikł.Ciąg dalszy:
http://darkarposwiecenie.blogspot.com/2014/11/przyjaciel-nizioka-nie-odnalaz-go.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz