Prośba do czytelników

Bardzo ważne są dla mnie komentarze. Zatem proszę o nie, by móc poprawić swoją powieść w takim stopniu, żeby było w niej jak najmniej błędów.
Ważne: należy czytać posty w kolejności od najstarszego do najświeższego. Posty mają tworzyć sensowną całość. Przecież jest to powieść.

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział III

Opuszczone Miasto

Cienie istot ciemności ruszyły przed siebie,
W marszu ostatniej wojny,
To potworne zagony przybyły,
By nadzieję tej krainy stłamsić,
Zniszczyć i dać nowe wierne pokolenia,
Dla swojego Czarnego Pana,
To była walka do dhampira ostatniego,
Za losy tego przeklętego świata.

Szli w milczeniu, gęsiego w stronę domniemanego miejsca przetrzymywania niziołka. Na czele wędrowała Silvie z Darkarem. W trakcie odpoczynku, po bitwie, chwilę z sobą porozmawiali, stąd Darkar miał możliwość chociaż trochę poznać Silvie i spróbować jej zaufać. Zawierzenie komuś, nie poznanemu wcześniej, choćby tylko pobieżnie, w tak trudnej wyprawie, gdzie każdy musiał liczyć na towarzysza, było istotnym elementem dla prawdopodobieństwa przeżycia ekspedycji. Samo to, co zielonooka wojowniczka uczyniła poprzedniej nocy dla bezbronnych uchodźców, dawało dobry prognostyk na przyszłość. Poświęcenie z jakim dziewczyna walczyła, było bardzo ważne w przezwyciężeniu pierwszych lodów między nimi. Dzięki wsparciu, jakiego wtedy im udzieliła, przeżyło przecież, tak wielu cywili. Sam jeden nawet przy swoim wyszkoleniu nie byłby w stanie samotnie odeprzeć ataku hord tych krwawych bestii. 
Podczas odpoczynku w obozie usłyszał między innymi historię jej rodziny i wtedy zrozumiał, czemu zażarcie ściga wampiry. Motywy jej działania stały się dla Darkara przejrzyste oraz uzasadnione.  W końcu dowiedział się,  co było motorem napędowym dla wojowniczki, a jej nienawiść i zaciekłość w oczach druha Sinoe zyskały poklask oraz wsparcie z jego strony.
Zdarzenia z poprzedniej nocy, które miały miejsce w Krwawej Łaźni, powtórnie, ze zwielokrotnioną siłą, w jego umyśle zrodziły wiele nowych pytań. Niestety, chociaż bardzo by tego chciał, ale nie znał na nie żadnej sensownej odpowiedzi. Najmocniej rozważał kwestię koszmarów, jakie miewał od tak wielu lat. Nie potrafił znaleźć, a może właściwie nie dopuszczał do myśli najprostszego w sprawie wyprawy na bagna Palonii, wyjaśnienia.  Bo czymże jest  ten dziwny ciąg przerażających zdarzeń, w które został wciągnięty, czy wyjaśnienie zaserwowane przez Sinoe mogły to jednoznacznie potwierdzać. Stwierdził, że  układanka, w jaką został chcąc, nie chcąc wciągnięty, miała tylko wtedy sens, gdy została zaplanowana przez siły wyższe, żeby jednak potwierdzić swoje przypuszczenia musiał udać się za wszelką cenę do Kayamak. To właśnie tam spodziewał się odnaleźć ostateczne rozwiązanie dla swojej wątpliwości, a  jedyną osobą, która mogła go  zaprowadzić, w to osobliwe miejsce, był niziołek. Potrzebował, więc wojowniczki oraz musiał, chociaż trochę, jej zaufać, a ona potrzebowała jego, by wreszcie rozwiązać zagadkę zniknięcie ojca sprzed wielu lat. Dlatego wspólnie postanowili odbyć wyprawę do Opuszczonego Miasta.
Wyruszyli zgodnie z planem, czyli o zmierzchu. Oprócz Silvie, a także Darkara w wyprawie uczestniczyli wszyscy członkowie komanda, którzy mieli szczęście i przeżyli oraz byli zdolni do walki. Pozostali, to znaczy ranni, zostali zapakowani na wozy. Patron uchodźców z Pomezanii zobowiązał się, że ich bezpiecznie przewiezie do Cesarstwa Elfów.
Nagle Silvie dała znak ręką, wszyscy stanęli. Darkar zbliżył się do wojowniczki.
– Jesteśmy na obrzeżach Opuszczonego Miasta. Zgodnie z zapiskami z pamiętnika ojca, miejsce do którego dotarliśmy nazywa się cmentarzyskiem. – rzekła szeptem Silvie. Na uchu poczuł ciepły oddech. Na pewno było to dla niego miłe doświadczenie.
Towarzysz Sinoe spojrzał przed siebie. W rozbłyskach piorunów sunących z nieba ku ziemi, zobaczył coś, co mogło się kojarzyć wymownie z tą nazwą. Przed nimi rysowała się równinna przestrzeń, na której było nadto różnego rodzaju małych i dużych budowli, pieczar oraz mauzoleów. Nagromadzenie w jednym miejscu tych wszystkich brył przypominało, autentycznie, Darkarowi cmentarz. Ale nie mógł być pewien, czy nim jest faktycznie. Potoczna nazwa była współmierna do obrazu, jaki tutaj, na skraju Opuszczonego Miasta, zastali. Pośród kanciastych brył, na tle błyskającego gromami nieba, wiła się kręta ścieżka, prowadząca w kierunku olbrzymiej piramidy schodkowej.
Darkar ujrzał ją w oddali, poza równiną grobowców. Wydawało mu się, a przecież nocą mógł się mylić, jakieś kilka stajań od skraju lasu, gdzie stali. Wznosiła się ona majestatycznie ku niebu, zwężając się u samego szczytu. Piramida była zbudowana, prawdopodobnie na planie kwadratu. Na samą górę prowadziły olbrzymie schody. Na wierzchołku znajdowała się platforma, a na niej była posadowiona, jakby olbrzymia świątynia.
Zgodnie z tym, czego się dowiedział od Silvie w Krwawej Łaźni, musieli dotrzeć do olbrzymiej budowli, wspiąć się po spadzistych schodach na taras i tam zagłębić się do wnętrza świątyni. Wojowniczka przewidywała, a nie była tego pewna, przecież bazowała na notatkach ojca, że to właśnie tam miało znajdować się wejście do królestwa wampirów, gdzie powinni odnaleźć Sinoe.
Cały teren na błonach Opuszczonego Miasta był zarośnięty niskopienną roślinnością. Widać było, że dawno tutaj nikt nie mieszkał. Miejsce sprawiało wrażenie upiornego, a zarazem koszmarnego i apokaliptycznego. Wyglądało na całkowicie wymarłe. Zastanawiał się, czy przypadkiem, gdy wejdą do jakiejś kamienicy nie zobaczą na stołach jeszcze gorącej strawy,  stąd  przypuszczał wzięła się nazwa tego prastarego grodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz